Jeśli chcesz przeczytać od początku, tutaj znajdziesz część 1
W połowie 2008 zbieram dalej pracowicie papiery a bank co chwila wymyśla kolejne niezbędne. Wkurzają mnie na tyle, że pisze nawet pismo w stylu „O co kaman” popatrzcie na historię dobrego klienta. Grochem o ścianę. Zaczynam rozumieć, że bez „dobrego ducha” wewnątrz może się nie udać. I tu w sukurs przychodzi moja chęć do pomagania. Ze względu na częste spotkania z pracującą wtedy w banku Basią rozmowy czasem zahaczają o poza-finansowe tematy. Opowiada mi że się nie wyrabia z robotą, więc na kolejne spotkanie przynoszę książkę Dawida Allena „Get things done”. To i jeszcze kilka innych małych gestów powoduje, że sprawy papierowe zaczynają iść lepiej.
To jest wpis na temat kredytu ale życiowa sytuacja powoduje, że inaczej zaczynam patrzeć na wiele rzeczy. Przyglądam się sobie z boku i zaglądam do wnętrza. We wrześniu 2008 jadę do Poznania zrobić test MBTI, o którym piszę tutaj. Przy okazji testu Magda proponuje mi wyjazd do ich chaty w Bieszczadach. Początkowo sceptycznie nastawiony decyduje się jednak pojechać z trudem omijając wszystkie „dlaczego nie mogę z Tobą pojechać?” od bliskich. Siedzę tam tydzień, spędzając czas z rodzicami Magdy. Słucham opowieści jak to było naprawdę z zabójstwem gen. Świerczewskiego i co to była akcja Wisła. Zbieram grzyby, fotografuję i chodzę na spacery po obsypanych kolorami wczesnej jesieni Bieszczadach.
Na jednym ze spacerów myśli wracają do kredytu i wtedy słyszę cichy acz wyraźny głos. „Mam w dupie ewentualne zyski. Podjęte nieświadomie ryzyko jest za duże dla Ciebie Robert, a stres zbiera za duże żniwo.” Schodząc do chaty klarownie już wiem co mam zrobić.
W międzyczasie dostaję SMS o treści „CHF 2,01 :)”
Parę dni później wracam do Warszawy i okazuje, że nastąpiła duża korekta a franek kosztuje znów 2,2 zł. I tu pojawia się to z czym mają do czynienia wszyscy gracze. Wątpliwości spowodowane szumem informacyjnym. W Warszawie zaczyna do mnie docierać mnóstwo niejednoznacznych informacji. „To już duża korekta”. „Tylko chwilowa, na horyzoncie unia walutowa” itp., itd. Cholera wzrosło do 2,25 czekać na 2,2? Czy poradze sobie z większym obciążeniem w złotówkach. Czy WIBOR będzie wzrastać zamiast spadać. Przyjmiemy Euro w Polsce? Jeśli tak to kiedy i po jakim kursie?. Więcej pytań niż odpowiedzi. Szum zagłusza klarowny głos z bieszczadzkiej połoniny.
Wtedy przypomniałem sobie, że kiedyś dla rozrywki chodziliśmy na tor Służewiecki oglądać wyścigi konne. Można tam zagrać. Nasz znajomy miał ogromną wiedzę na temat startujących koni i w domu zaznaczał na programie gonitw swoje typy. Kiedyś dla zabawy poprosiłem czy mogę obstawić to co wytypował. Minimalne stawki. Nietrudno się domyśleć, że z kasy odebrałem wygraną ale ze zdziwieniem odkryłem, że on nie. Przed wyścigami gracze prześcigają się w dostarczaniu rewelacji typu „mam pewną informację, że gonitwa jest ustawiona i wygra koń XYZ”. No i nasz znajomy robił korekty własnych typów.
Przede mną dwa monitory na których od kilku dni mrugają wszystkie możliwe wykresy i informacje z rynku walut. W ręku trzymam monetę. Przyglądam się jej chwilę i sprawnym uderzeniem kciuka wyprawiam ją w ruch obrotowy. „Orzeł przewalutowuje, reszka czekam do jutra”. Moneta ląduje na lewej dłoni przykryta prawą. Biorę głęboki oddech i podnoszę dłoń. Orzeł. Przychodzi fala irracjonalnego strachu ale zamykam oczy i mówię sobie w myślach „tak zdecydowałeś Robert zaufaj sobie…”. Szybko wybieram numer na telefonie.
— „Pani Basiu składam dyspozycję przewalutowania”.
— „Jest Pan pewien? Od wczoraj był duży skok w górę. Powinno za chwile odbić się w dół”.
No żesz w mordę — przebiega myśl — oczywiście że nie jestem pewien. Biorę powtórnie głęboki oddech patrząc raz jeszcze na na monetę.
— „Tak jestem pewien”
Jakiś czas później zaczynam lepiej spać. Co prawda kwota kapitału w złotówkach jest większa niż zakładałem ale nie reaguje nerwowo na każdą informację o zmianie kursów. Dokładnie rzecz biorąc w ogóle ich nie sprawdzam. Decyzja podjęta.
Epilog
W listopadzie dzwonię do banku w jakiejś sprawie:
— „Skąd Pan wiedział?” — pyta mnie Basia
— „O czym?” — pytam zdziwiony
— „Widział Pan kurs franka?”
— „No oczywiście że nie” — odpowiadam śmiejąc się — „Po to zrobiłem przewalutowanie żeby go nie oglądać”
— „To niech Pan sprawdzi”
Sprawdzam trzy razy. Ekran nie kłamie: 2.75
Szczęka mi opada a w ciele pojawia się echo stresu, który bardziej lub mniej towarzyszył mi przez siedem lat. Okazuje się, że „Szacowni Amerykańscy Bankierzy” oszukiwali na potęgę w temacie jakości kredytów hipotecznych. Hasło klucz sub-prime. Były one tak gówniane, że smród roznosił się na wiele mil. Co powiecie na kredyt hipoteczny na psa? Nic to jednak kiedy chciwość gra pierwsze skrzypce. Pakowali je w trzy papierki w złotym kolorze i sprzedawali dalej jako delicje. Wypracowane wcześniej zaufanie powodowało, że papierka nikt nie odwijał. Rozwijający się w błyskawicznym tempie Internet umożliwił ściślejsze połączenie świata finansów więc chętni na kupno delicji byli w każdym zakątku świata. W końcu ktoś zajrzał do środka a kryzys tym wywołany do dziś odbija się czkawką jak ziemia długa i szeroka. Normalnie oszukani zbierali się żeby sprawić oszustom łomot, ale kto podskoczy super mocarstwu? Polecam film „Big short”.
Przez kolejne lata WIBOR sukcesywnie spadał i już po dwóch latach (o ile dobrze pamiętam) rata złotówkowa była na poziomie poprzedniej raty kredytu denominowanego w walutach. Do dziś nie przyjęliśmy Euro jako swojej waluty a frank nie wrócił nigdy do poziomu z 2008 roku. Z perspektywy 2020 wygląda to jasno i klarownie. Z perspektywy 2006–2007 wyglądało to tak samo jak dzisiaj wygląda prognozowanie co będzie w roku 2033.
A propos, wie ktoś coś na sto procent jak to będzie za 13 lat? 🙂
Wpis niniejszy dedykuję Basi, bez zaangażowania której miałbym dzisiaj zdecydowanie mniej zadowoloną minę.
