O kredycie (z nazwy) hipotecznym - część 2

Jeśli chcesz prze­czy­tać całość tutaj znaj­dziesz część 1

W kolej­nym roku 2002 szyb­ko oka­zu­je się że wyli­czo­na kwo­ta nijak nie star­czy na zakoń­cze­nie inwe­sty­cji. W umo­wie z ban­kiem zaś wid­nie­je moje oświad­cze­nie, że wystar­czy. Dzi­siaj wiem, że remon­tu­jąc po raz pierw­szy do budże­tu trze­ba dorzu­cić pozy­cje „nie­prze­wi­dzia­ne” w wyso­ko­ści 30% i modlić się żeby to wystar­czy­ło. Wte­dy bra­kło wie­dzy i doświad­cze­nia. Żaden bank nie ma ocho­ty wejść z hipo­te­ką jako dru­gi a ofer­ty kre­dy­tów refi­nan­so­wych trą­ca­ją o lichwę. Zała­twiam pry­wat­ną pożycz­kę. Na środ­ku rze­ki nie zmie­nia się koni w cza­sie prze­pra­wy. Dolar tro­chę spadł ale wciąż powy­żej 4 zło­tych. Poran­ne spraw­dza­nie kur­su wymia­ny weszło do roz­kła­du dnia codzien­ne­go. Chy­ba liczę na jakiś cud. Po jakimś cza­sie prze­sta­je spraw­dzać orien­tu­jąc się, że to płon­ne nadzie­je.

Na fron­cie codzien­no­ści sytu­acja sta­je się coraz trud­niej­sza. Doczy­tu­ję, że w umo­wie bank zawarł klau­zu­lę o corocz­nej wery­fi­ka­cji docho­dów. W przy­pad­ku oce­ny ryzy­ka na zbyt wyso­kim pozio­mie (czy­taj zbyt małe docho­dy) ma pra­wo posta­wić kre­dyt do natych­mia­sto­wej spła­ty. Ale momen­cik sko­ro spła­cam ter­mi­no­wo raty to prze­cież okay nie? No wła­śnie że nie. Witaj w twar­dych realiach. W pol­skich ban­kach nie ma ban­kie­rów tyl­ko urzęd­ni­cy ban­ko­wi. Jaka róż­ni­ca? Ano taka, że urzęd­nik kie­ru­je się głów­nie fak­tem czy decy­zje, któ­re podej­mie nie pozba­wią go stoł­ka na któ­rym sie­dzi. Jeśli z wewnętrz­nych prze­pi­sów wyni­ka że trze­ba wypo­wie­dzieć kre­dyt to ana­li­tyk nie będzie ryzy­ko­wać żeby potem jego wywa­li­li z robo­ty.

Uda­je mi zna­leźć kogoś kto zna mean­dry moje­go ban­ku.
— Co robić? — pytam
— Nie skła­daj nic — brzmi odpo­wiedź — mamy za mało ludzi i spraw­dza­my to z dużym opóź­nie­niem. Masz rok, może dwa ale wte­dy papie­ry muszą być okay.
— Nie­zło­że­nie w ter­mi­nie też jest pod­sta­wą do roz­wią­za­nia — spo­strze­gam w umo­wie.
— No jest ale jesz­cze niko­mu z tego powo­du nie wypo­wie­dzie­li­śmy.
Obym nie był pierw­szy. Zaczy­nam rozu­mieć, że w tej grze zwa­nej kre­dy­tem hipo­tecz­nym gra­cza­mi są Dawid i Goliat. Przy czym ten dru­gi to nie ja.

W poło­wie 2003 roku uda­je się ukoń­czyć inwe­sty­cję. Bank już zdro­wo maru­dzi o papie­ry docho­do­we ale ja już je widzę na hory­zon­cie więc pro­wa­dzę zaba­wę w kot­ka i mysz­kę dopó­ki nie będą okay. Z per­spek­ty­wy nazy­wam to zaba­wą jed­nak wte­dy nie było mi do śmie­chu, a każ­dy pole­co­ny przy­spie­szał bicie ser­ca.

W pod koniec 2004 roku spra­wy zaczy­na­ją przy­bie­rać lep­szy obrót. No dobra teraz trze­ba jakoś refi­nan­so­wać pożycz­kę. Pri­mo bo od dłu­go­ter­mi­no­wych zobo­wią­zań są ban­ki. Secun­do bo mając nóż na gar­dle zgo­dzi­łem się na odset­ki dwa razy wyż­sze niż ban­ko­we. Przy­jaźń to przy­jaźń a biz­nes to biz­nes jak usły­sza­łem.

Na począt­ku 2005 roku z dobry­mi papie­ra­mi idę do swo­je­go ban­ku. Tro­chę krę­cą nosem na te sła­be papie­ry przez poprzed­nie lata ale aktu­al­ne są dobre, więc fak­tycz­nie nie robią pro­ble­mu. Mam sta­tus VIP i śmia­ło ude­rzam o powięk­sze­nie gotów­ko­we. I znów zde­rzam się z urzę­dem. Nie ma pro­ce­dur. Ale jest biz­nes na któ­rym dobrze zara­bia­cie — mówię. Wzru­sze­nie ramion. Docie­ram do dyrek­tor­ki oddzia­łu i sły­szę to samo „nie ma pro­ce­dur”. No dobra to czas się rozej­rzeć gdzie indziej o czym wprost infor­mu­je panią dyrek­tor. Kiwa gło­wą z uśmie­chem któ­ry mówi „jeste­śmy naj­więk­si sko­ro u nas nie dosta­łeś to życzę szczę­ścia”. Przy oka­zji odpor­niam się na mar­ke­tin­go­wy bull-shit typu „sta­tus VIP”.

No i szczę­ście się uśmie­cha do mnie. Jeden z zagra­nicz­nych ban­ków, któ­ry dopie­ro co wszedł na rynek pol­ski budu­je port­fel kre­dy­to­wy. Roz­mo­wy idą spraw­nie i widać chęć do roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, któ­re poja­wia­ją się przy spi­na­niu umo­wy. Wbrew pozo­rom nie jest tak łatwo uru­cho­mić gotów­kę na warun­kach dłu­go­ter­mi­no­we­go kre­dy­tu hipo­tecz­ne­go. Ale jak się chce to się da.

Po wej­ściu Pol­ski w 2004 roku zło­tów­ka zaczę­ła się umac­niać. Dolar wła­śnie spadł do poni­żej 3,5 zł. To jest oka­zja żeby się wyplą­tać myślę. Nie­ste­ty w ban­kach wszyst­ko trwa dłu­go. W cza­sie nego­cja­cji umo­wy kurs wra­ca powy­żej 3,7 zł. Dodat­ko­wo oka­zu­je się, że jeśli chce więk­szą kwo­tę to pomi­mo dobrych papie­rów znów wcho­dzi w rachu­bę tyl­ko kre­dyt walu­to­wy. W mię­dzy­cza­sie na świe­cie poja­wi­ła się dru­ga cór­ka. Wydat­ków wię­cej zdol­no­ści kre­dy­to­wej mniej. Taki lajf.
No dobra tro­chę tej eko­no­mii lizną­łem, roz­wi­ja­my się cały czas gospo­dar­czo i jest szan­sa, że jeśli nie przyj­dzie znów jakieś tąp­nię­cie to te cho­ler­ne walu­ty będą spa­dać tak jak do tej pory. Chwi­lo­wo z wyli­cze­nia wycho­dzi mi, że pomi­mo spłat przez 4 lata po trzy tysia­ki mie­sięcz­nie z kre­dy­tu nic nie uby­ło. Oka­zu­je się też, że jeśli wybio­rę jako walu­tę fran­ka szwaj­car­skie­go to rata zosta­nie na podob­nym pozio­mie. Trze­ba grać dalej.

Tym razem wypo­sa­żo­ny w bagaż wie­dzy spraw­dzam dokład­nie wszyst­ko i nego­cju­je teo­re­tycz­nie nie­ne­go­cjo­wal­ną umo­wę. Wie­cie o czym mówię ”Taki mamy wzór”. No i super oka­zu­je się, że pomi­mo wzo­ru moż­na wpro­wa­dzać zmia­ny i likwi­do­wać idio­ty­zmy. Do dziś dziś pamię­tam, że naj­dłuż­sza bata­lia szła o zapis „W przy­pad­ku zmia­ny sytu­acji eko­no­micz­nej w Szwaj­ca­rii bank może zmie­nić walu­tę kre­dy­tu na inną, któ­ra wybie­rze.” Zaraz, zaraz czy­li deta­licz­nie kie­dy? Prze­cież to umoż­li­wia ban­ko­wi prze­wa­lu­to­wa­nie w dowol­nym momen­cie i ja nic nie mogę zro­bić. Kiwa­li gło­wa­mi, że rozu­mie­ją ale tego aku­rat zapi­su zmie­nić się nie dało. Zaczy­nam widzieć rela­cji z ban­ka­mi jestem jak gracz w kasy­nie. Gracz może stra­cić, kasy­no nigdy. Nie za bar­dzo mam inne wyj­ście a pożycz­ko­daw­ca już moc­no prze­bie­ra noga­mi. No to pod­pi­su­je.

Co cie­ka­we kie­dy pro­szę w poprzed­nim ban­ku o zaświad­cze­nie do cał­ko­wi­tej spła­ty to nagle oka­zu­je się że jed­nak coś się da zro­bić. Nagle docie­ra do nich, że ucie­ka klient nie tyl­ko kre­dy­tem ale i ROR, kar­ta­mi, ubez­pie­cze­nia­mi. No a plan rocz­ny trze­ba zro­bić. Uśmie­cham się do pani dyrek­tor mówiąc „nie­ste­ty pro­ce­du­ra już się zaczę­ła a prze­cież Pani wie, że ona naj­waż­niej­sza”. Tak napraw­dę to tyl­ko wisien­ka, któ­ra mi sło­dzi poprzed­nią gorycz. Eko­no­micz­nie nie mają po pro­stu dobrej ofer­ty. Jak to pań­stwo­we molo­chy, któ­re żyją w prze­ko­na­niu, że zawsze będzie dobrze.

Nowy bank spła­ca poprzed­ni kre­dyt. W zło­tych to kil­ka­dzie­siąt tysię­cy zło­tych wię­cej kapi­ta­łu niż poży­czy­łem 4 lata wcze­śniej. A gdzie się podzia­ły spła­ty rat? Nie komen­tu­je w myślach żeby się doło­wać ale kwo­ta spła­ty poprzed­nie­go kre­dy­tu na prze­le­wie prze­le­wu boli. Dodat­ko­wo bank wrzu­ca mi gotów­kę któ­rą spła­cam pożycz­kę.

Frank szwaj­car­ski kosz­tu­je 2,5 zł. Teraz zadłu­że­nie z tytu­łu kapi­ta­łu zmie­nia mi się o kwo­ty 4 cyfro­we z każ­dy­mi paro­ma gro­sza­mi. Mie­siąc póź­niej frank ska­cze na 2,7 zł. Mia­ło k.…a spa­dać. Zaczy­nam wąt­pić czy pod­ją­łem dobrą decy­zję. Znów bez­sen­ne noce. A życie przy­go­to­wu­je kolej­ną nie­spo­dzian­kę.

O tym w kolejnej trzeciej części. 

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Basi, bez zaan­ga­żo­wa­nia któ­rej miał­bym dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie mniej zado­wo­lo­ną minę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Na razie brak komentarzy.

Zostaw odpowiedź