Wizytówki mogą być większe, mniejsze kolorowe, czarnobiałe, wypukłe, zaokrąglone. Kiedy fotografia otworzyła mi drzwi do świata kreacji wiedziałem, że moje wizytówki powinny odzwieciedlać to co robię i to jak to robię. Po piewsze Ci, którzy mnie znają wiedzą że z trójkąta jakość-czas-cena wybieram najczęściej jakość i czas. Oznacza to ni mniej ni więcej, że najtaniej nie kupuję. Oznacza to również, że jakość musi być bezdyskusyjna. Najprościej zaś ujmując taka, jaką sam chciałbym otrzymać.
W poszukiwaniu więc obu tych rzeczy na raz pomomogło mi po raz kolejny zainteresowanie startupami. Moo.com bo o nim piszę, to startup z rodowodem z Londynu. Jego szef zapragnął dać ludziom kreatywnym bezkompromisowy produkt za rozsądne pieniądze. Papier 350g/m2. Lakier. Możliwość nieograniczonego dostosowania do własnych potrzeb i realizacji nawet najbardziej zwariowanych pomysłów. Do tego wyjątkowa dbałość o detale oraz przymrużenie oka. Moo.com jawiło się jak idelna narzeczona z widokami na dłuższy związek.
Jak zrobić to samo lepiej
Cały pomysł moo.com opiera się na koncepcji że wizytówki z jednej strony są identyczne a drugą mogą mieć dowolną w kwestii grafiki. Zamawiasz 100 sztuk? Możesz zamówić każdą z tych stu sztuk z innym zdjęciem. Unikalną. Tak jak Ty. 🙂 Jest to możliwe dzięki nowym technologiom.
Kiedy próbowałem to samo powtórzyć z bardzo dobrym studiem w Polsce. Sprawa rozbiła się o pracę ludzką. „Chce pan 50 sztuk i każda inna? Nie ma sprawy ale Pani Joli zajmie złożenie użytku jakieś 5–7 godzin. Znamy się to policzymy tanio 35 pln/h”. Moo.com do pracy, którą wykonuje Pani Jola zaprzęgnęło technologię oraz mnie. Człowiek kreatywny sam zaprojektuje jak ma wyglądać jego wizytówka. Pozostali mogą skorzystać z gotowych szablonów stworzonych przez artystów współpracujących. W ostateczności mogą wrócić do znanego już modelu z Panią Jolą.
Wpięcie do ekosystemu to kolejna rzecz. Możliwość korzystania ze zdjęć, które są zamieszczone na serwisach umożliwających ich publikację. Masz konto na Flickr lub Google Picassa? Dwa kliknięcia i Twoje ulubione fotografie lądują w projekcie.
Nakład. Ja nie potrzebuje 300 sztuk. Wolę małe nakłady i częste zmiany. Nie rozdaję też wizytówek na prawo i lewo. Wolę chwilę rozmowy z której powstaje choćby drobna relacja. 50 sztuk które oferuje moo.com jako minimalny pakiet w pełni mnie satusfakcjonuje.
Wizytówki
Wizytówki są dwojakiego rodzaju. Pierwszy format to Business Card o typowych rozmiarach 5,5×8,5 cm. Napisałem typowych jednak w Polsce do niedawna królował format węższy. Nic takiego powiecie? No niestety był to problem bo na przykład takie produkty jak wizytowniki nie były kompatybilne. Na szczęście teraz już się to zmieniło (piewsze moje zamówinie poszło na początku 2010 roku). Business Cards są … dystyngowane. 🙂 Nie mniej jednak pozwalają na taką samą dowolność w projektowaniu
Drugi to wąski format, który nazywany jest po prostu mini-cards. To właśnie moo.com rozpropagowało wąskie paski o rozmiarach 2,5x7cm. Ponieważ są inne, przyciągają uwagę i pozwalają na szybkie nawiązanie rozmowy. Pierwsze wrażenie również ma znaczenie. Zamiast mówić o tym, że dużo fotografuję wystarczy rozłożyć wizytówki. Jeden obraz za tysiąc słów. Rozłożę 20 sztuk i godzina mniej gadania. 🙂 W teorii. W praktyce zaś, o każdym zdjęciu lubię powiedzieć parę słów. Gdzie, kiedy i dlaczego. Schodzi więc tyle samo. Lubie je bardzo bo zawsze prowokują ciekawe rozmowy. Na tematy związane z ze zdjęciami.
Co ważne moo.com pomyślało kompleksowo o user-experience. Ktoś usiadł w tej firmie i pomyślał hej oprócz wiztytówki ważne jest jak ją wręczamy.
Opakowanie
Wizytówki mamy fajne, ale wyciąganie ich z kieszeni dżinsów ani nam ani wizytówkom dobrze nie zrobi. Co powiecie na to, że w ramach ceny zakupu dostajemy od moo.com praktyczne i eleganckie pudełko. Zapakowanie w szary papier nie przekonała ludzi na codzień wrażliwych na piękno.
Możemy iść nawet dalej i zakupić ciekawe wizytowniki podręczne. Ten do moo mini cards to prawdziwy designerski majstersztyk. Można wręczyć wizytówkę używając tylko kcucika. Większe wrażenie robiło tylko odpalanie zapalniczki Zippo.
Niesamowita obsługa klienta i dbałość o szczegóły
To jest to co mnie ujeło. Kiedy w 2010 roku zamówiłem pierwsze moo mini cards. To co przyszło odbiegało znacznie od obrazków widzianych na reklamach. Zdjęcia były zdecydowanie za ciemne i wyglądały jak przybrudzone. Pomyślałem „Miało być tak pięknie a jest jak zwykle”. Napisałem jednak do moo email z prośbą o informację co poszło nie tak. W ciągu 24 godzin dostałem odpowiedź.
„W celu uzyskania dobrego efektu w ich drukarni trzeba rozjaśnić zdjęcia. Oczywiście to nie moja wina że nie doczytałem w FAQ. Pracują nad automatycznym rozjaśnianiem, zaś chwilowo przepraszają za kłopot i wysyłają powtórni poprawione wizytówki na swój koszt”.
Otoczony polskim myśleniem o obsłudze klienta w stylu „Ty kliencie głąb jesteś. Nie nasza wina, że czytac nie umiesz” zrozumiałem, że to jest firma z którą chce współpracować. Nie dlatego, że dostałem coś za darmo. Firma potrafi powiedzieć „przepraszam, nie chcę żebyś się czuł rozczarowany” i to jest bardzo ważne.
Zaraz za tym w kolejce jest dbałość o detale. Kto raz rozpakowywał coś z Apple, wie o czym piszę. Wszytko jest elegancko zapakowane. Samo rozpakowywanie to czysta przyjemność.
Biznes z uśmiechem
Klient Twój przyjaciel. Daj mu to co sam byś chciał dostać a na pewno odpłaci Ci dobrym słowem. W pudełeczku z mini cards znajdziesz przekładki, które umożliwiają oddzielenie wizytówek swoich od otrzymanych. W pudełku z kartami biznesowym dla odmiany zachęta do prokrastynacji w postaci gry. „Hej to mi się podoba” myślisz. I tak już zostaje nawet w rozmowach ze znajomymi. Skoro więc znajduję w pudełeczku kartę z poleceniem i rabatem, to przekazuję ją bardzo częto i z przyjemnością.
Wrażenia z użytkowania
Minęły dwa lata od kiedy przyszła paczka z moo.com. Wciąż niezmiennie jestem zadowolny. Wizytówki za każdym razem prowkoują do rozmów. Czasem w żartach mówię, że skoro przestałem palić to trzeba było znaleźć inną zaczepiajkę.
Przy okazji używania wyszła ciekawa sprawa. Otóż bywa tak że mamy 20 sekund na wręczenie wizytówki. Mini card zawsze prowokuje rozmowę więc warto się zastanowić zanim się ją wyciągnie z kieszeni.
Czarne etui na mini moo cards zrobiło mi też ze dwa razy psikusa otwierając się samo i wyrzucając zawartość na podłogę. Suma summarum wyszło na dobre bo przegladaliśmy każdą wizytówkę tylko że na kolanach.
Jakość wizytówek jednak, rekompensuje wszelkie niedogodności. Jeśli w to wątpisz, zawsze możesz wrzucić spodnie z moo cards do pralki tak jak ja. Wizytówek nie dało się używać ale kolory nie wyblakły a spodnie nie zafarbowały.
Podsumowanie
POLECAM! Obiema rękoma podpisuje się pod rekomendacją. Jeden z produktów który naprawde przyjemnie używać, polecać albo dawać swoim klientom. Kliknij aby spróbować już dziś. Moo ma wiele promocji dla nowych klientów więc koszty dostawy z Londynu są zwykle pomijalne.
Wszystkie linki do serwisu moo.com w tym wpisie są w programie parterskim. Kliknięcie na nie, spowoduje dorzucenie kilku punktów na moje konto w moo. Jeżeli spodobała Ci się recenzja kliknj będzie na kolejne cappucino, które lubię. Czy to z mojego polecenia czy też nie spróbuj bo warto.
Wpis dedykuję pogodnej Patrycji z krakowskiej kawiarenki NapNap Cafe, w której śniadanie po któtkiej nocy ma wyjątkowy smak.
