O kredycie (z nazwy) hipotecznym - podsumowanie

Jeśli chcesz prze­czy­tać od począt­ku, tutaj znaj­dziesz część 1

No to kil­ka prze­my­śleń tytu­łem pod­su­mo­wa­nia, w któ­rych znaj­dziesz rów­nież odpo­wiedź cze­mu w tytu­le zna­la­zło się stwier­dze­nie „kre­dyt (z nazwy) hipo­tecz­ny”

Kredyt hipoteczny czyli zobowiązanie naprawdę długoterminowe

  • 20 albo i 30 lat. Nie wie­my dokład­nie jak świat będzie wyglą­dać za lat 10 a co dopie­ro za 20. Cokol­wiek by nie opo­wia­da­li dorad­cy, któ­rzy de fac­to w więk­szo­ści są sprze­daw­ca­mi, trze­ba trak­to­wać to z dużą ostroż­no­ścią. Zmia­ny w obec­nym świe­cie zacho­dzą tak szyb­ko, że jakie­kol­wiek pro­gno­zy obej­mu­ją­ce wię­cej niż 3–5 lat moż­na od razu wrzu­cić do nisz­czar­ki.
  • Bez­piecz­ne zadłu­że­nie jak prze­czy­ta­łem kie­dyś w porad­ni­ku bry­tyj­skie­go finan­si­sty to 20% mająt­ku i 30% docho­dów. Nie­re­al­ne? No tak w naszych warun­kach nie, co nie zmie­nia praw­dzi­wo­ści tej tezy. Im mniej poży­czasz tym lepiej. Lub też ina­czej im wię­cej tym więk­szą miej świa­do­mość ryzy­ka. Raczej nie skal­ku­lu­jesz ryzy­ka utra­ty docho­dów z powo­du pan­de­mii.
  • Spła­ta kre­dy­tu na 20 lat zależ­na będzie od tego jak się uło­ży życie. Życie zaś potra­fi pła­tać figle.
  • Czy tego chce­my czy nie poła­cze­ni jeste­smy eko­no­micz­nie z dużą czę­ścią świa­ta. Zało­że­nie, że nic się nie wyda­rzy przez 20 lat na całym świe­cie już w momen­cie pisa­nia trą­ci infan­ty­li­zmem.

Bank jako partner w życiu

  • A prio­ri trze­ba przy­jąć, że jesteś stro­ną słab­szą i to dużo słab­szą. Zapi­sy umow­ne zabez­pie­cza­ją­ce bio­rą­ce­go kre­dyt są sła­bo nego­cjo­wal­ne albo ich nie ma. W myśl zasa­dy nego­cja­cyj­nej „my way or high­way”. Pozo­sta­łe mają na celu dobre zabez­pie­cze­nie inte­re­sów ban­ku. Ewen­tu­al­ne insty­tu­cje mają­ce chro­nić inte­re­sy słab­szej stro­ny jak np. Komi­sja Nad­zo­ru Finan­so­we­go są w Pol­sce rów­nie sła­be wobec ban­ków jak Ty.
  • Dziś praw­dzi­wych cyga­nów ban­kie­rów już nie ma”. Kró­lu­ją kor­po­ra­cje ban­ko­we, w któ­rych odpo­wie­dzial­ność jest męt­na i roz­pro­szo­na a decy­zyj­ność pod­po­rząd­ko­wa­na pro­ce­du­rom. Pro­ce­du­rom, któ­re mogą Cię wykoń­czyć. Znasz to? „Ja bym Panu nie­ba przy­chy­li­ła ale pro­ce­du­ra mi nie pozwa­la”. W nowo­cze­snej wer­sji zamień sło­wo „pro­ce­du­ra” na „pro­gram kom­pu­te­ro­wy”. Cza­sem uda Ci się zostać polu­bio­nym przez urzęd­ni­ka ban­ko­we­go ale w klu­czo­wych decy­zjach i tak nie będzie on mieć kom­pe­ten­cji.
  • Zapo­mnij haśle któ­rym lan­su­ją się ban­ki czy­li „insty­tu­cja zaufa­nia publicz­ne­go”. Daw­no temu ban­kier ryzy­ko­wał repu­ta­cją i swo­im dobrym imie­niem. W dzi­siej­szym świe­cie dewa­lu­acja tych dwóch pojęć jest tak zaawan­so­wa­na, że nie ma żad­nej racji bytu.

Sta­re powie­dze­nie mówi, że kre­dy­ty łączą na dłu­żej niż mał­żeń­stwo. No to jak na dłu­gi zwią­zek wyjąt­ko­wo apo­dyk­tycz­ny i bez­względ­ny part­ner o ile w ogó­le moż­na go part­ne­rem nazwać.

Kredyt denominowany walutą

  • Magicz­ne sfor­mu­ło­wa­nie, któ­re zosta­ło uży­te do nacią­gnię­cia ludzi. W więk­szo­ści przy­pad­ków nie było żad­nych walut. Bank nie wypła­cał fran­ków, dola­rów czy euro. Wypła­cał zło­tów­ki ale zapi­sy­wał że winy jesteś rów­no­war­tość w walu­cie. Magicz­ne walu­ty nigdy się nie poja­wia­ły. Nawet gdy­byś w skar­pe­cie miał tro­chę dola­rów to i tak spła­cać trze­ba było w zło­tów­kach po kur­sie, któ­ry usta­lał bank. Czy­taj w kan­to­rze moż­na było kupić dola­ra za 3 zło­te ale bank od Cie­bie brał 3.50.
  • Rynek walu­to­wy był i jest bar­dziej nie­sta­bil­ny i ryzy­kow­ny. Powią­za­nie go z w mia­rę sta­bil­nym ryn­kiem nie­ru­cho­mo­ści to już spe­ku­la­cja. Ktoś się zająk­nął, że będziesz hazar­dzi­stą?
  • Nawet jeśli już zaak­cep­to­wa­łeś fakt gra­nia na ryn­ku walu­to­wym, to Twój wpływ na decy­zje jest moc­no ogra­ni­czo­ny (pro­ce­du­ry). Umo­wy wraz z pro­ce­du­ra­mi były tak skon­stru­owa­ne, że zarów­no w sytu­acji kie­dy chcia­łeś prze­wa­lu­to­wać pono­sząc stra­tę lub w takiej kie­dy osią­gną­łeś zysk, to bank miał osta­tecz­ne sło­wo czy się na to zga­dza.

Kredyt (z nazwy) hipoteczny

No wła­śnie cze­mu umie­ści­łem w tytu­le „z nazwy”?. Kre­dyt hipo­tecz­ny w for­mie, w któ­rej został kie­dyś wymy­ślo­ny prak­tycz­nie nie ist­nie­je. Już tłu­ma­czę. Ludzie i insty­tu­cje poży­cza­ją­ce pie­nią­dze zawsze sta­ra­li zabez­pie­czyć ich spła­tę a raczej ryzy­ko bra­ku tej spła­ty. Dla­te­go od wie­ków nie­ru­cho­mo­ści sta­no­wi­ły świet­ne zabez­pie­cze­nie. Poży­czasz kasę a gdy­byś nie był w sta­nie oddać jej to ban­kier przej­mu­je nie­ru­cho­mość. No i teraz ten haczyk 🙂 W przy­pad­ku praw­dzi­wej hipo­te­ki nawet jeśli Two­je zadłu­że­nie prze­kra­cza­ło war­tość nie­ru­cho­mo­ści odda­jesz „klu­cze”. Dom albo miesz­ka­nie prze­pa­dło ale nie było dłu­gów. Konia z rzę­dem temu kto poka­że mi dziś taką umo­wę, szum­nie zwa­ną „kre­dy­tem hipo­tecz­nym”.
W tak zwa­nym mię­dzy­cza­sie ban­ki tak spraw­nie zmo­dy­fi­ko­wa­ły umo­wy, że w przy­pad­ku kie­dy kwo­ta uzy­ska­na ze sprze­da­ży nie­ru­cho­mo­ści nie pokry­wa zadłu­że­nia w ban­ku to resz­ta cały czas pozo­sta­je Ci do spła­ty. Czy­li nie masz domu ale za to masz dług do spła­ca­nia przez resz­tę życia. Do cza­su „wymy­śle­nia” przez ban­ki kre­dy­tów opar­tych na dużo bar­dziej ryzy­kow­nym ryn­ku walu­to­wym takie sytu­acje były rzad­ko­ścią. Potem już nie. Dla­te­go w 2009–2010 roku zda­rza­ły się w Hisz­pa­nii przy­pad­ki, że odda­jąc klu­cze do miesz­ka­nia na 10 pię­trze kre­dy­to­bior­cy wycho­dzi­li z nie­go oknem.

Chci­wość była tak dłu­go jak ist­nie­je rodzaj ludz­ki. Likwi­da­cja tej pro­stej zasa­dy tyl­ko ją nakrę­ci­ła. No bo zwróć­cie uwa­gę, gdy­by ist­nia­ło po stro­nie ban­ku ryzy­ko, że zosta­nie z nie­ru­cho­mo­ścią któ­rej war­tość nie pokry­wa poży­czo­nych pie­nię­dzy, to takie umo­wy nie były­by zawie­ra­ne. Ban­ki i ban­kie­rzy świet­nie kal­ku­lu­ją ryzyko.W przy­pad­ku kre­dy­tów opar­tych o kurs wymia­ny walut, ban­ki prze­rzu­ci­ły całe ryzy­ko walu­to­we na bio­rą­ce­go kre­dyt dodat­ko­wo nie infor­mu­jąc go o tym w spo­sób kla­row­ny i zro­zu­mia­ły.

Pol­ska po oba­le­niu komu­ni­zmu była ide­al­nym celem na taki prze­kręt. Szcze­rze? Gdy­bym był zapa­trzo­nym w kasę ban­kie­rem sam bym ją poka­zał pal­cem. Mini­mal­na wie­dza finan­so­wa, duża chęć posia­da­nia wła­sne­go dachu nad gło­wą i prak­tycz­nie nie ist­nie­ją­ce insty­tu­cje nad­zo­ru finan­so­we­go. Z łatwo­ścią wyobra­zić sobie moż­na spo­tka­nie w wąskim gro­nie, na któ­rym ktoś z zarzą­du mówi „Pano­wie tutaj. Zaro­bi­my w pytę kasy. Nawet jak nas będą ści­gać po jakimś cza­sie to i tak odda­my tyl­ko tro­chę z tego co sko­si­my. Harvest time gen­tel­men.”
Doło­ży­ła się też chci­wość wśród roda­ków. Jak grzy­by po desz­czu powsta­wa­ły fir­my „dora­dza­ją­ce w kre­dy­tach”. Napi­sa­łem w cudzy­sło­wiu bo byli to sprze­daw­cy za wszel­ka cenę sta­ra­ją­cy się wci­snąć kre­dy­ty walu­to­we. „W zło­tów­kach nie macie zdol­no­ści kre­dy­to­wej ale mam tu coś co pozwo­li Wam bez­piecz­nie zre­ali­zo­wać Wasze marze­nie”, „Kre­dyt w wyso­ko­ści 95% war­to­sci miesz­ka­nia? Zała­twi­my”. Gdy­bym sam nie sły­szał to może bym wąt­pił. Powo­li też zaczy­na­ja wycho­dzić fak­ty, że pro­wi­zja za sprze­daż „walu­ty” potra­fi­ła osią­gnąć 20.000 zł. Kto by się przej­mo­wał co wci­ska­my ludziom, waż­ne że kasio­ra pły­nie sze­ro­kim jak Ama­zon­ka stru­mie­niem.

Kie­dy dzi­siaj czy­tam wypo­ci­ny ludzi twier­dzą­cych, że kre­dy­to­bior­cy sami sobie win­ni to uśmie­cham się z poli­to­wa­niem. Pomi­jam podej­rze­nie, że w dzi­siej­szych cza­sach post-praw­dy będąc umo­czo­nym w temat ban­kie­rem sam bym po cichu spon­so­ro­wał takie wypo­wie­dzi. Cie­ka­wost­ką nato­miast są wypo­wie­dzi takich ludzi jak pre­zes Związ­ku Ban­ków Pol­skich, któ­ry jakis czas temu oświad­czył: „Nie może­my nic zro­bić bo ban­ki stra­cą 40 mld zł”. Oh napraw­dę? Sza­cu­je się, że zaro­bek ban­ków na kre­dy­tach walu­to­wych w Pol­sce to ponad 80 mld zł. Czy­li nie stra­ta tyl­ko mniej­szy zaro­bek. Widział jed­nak ktoś żeby bank tak z wła­snej woli oddał zaro­bio­ną kasę? Mnie się nie zda­rzy­ło.

Uda­ło mi się wyplą­tać ale wie­lu zna­jo­mych nie mia­ło takie­go szczę­ścia. Naj­więk­szym pro­ble­mem dla wie­lu z nich nie są zwięk­szo­ne raty, któ­re dają jakoś radę spła­cać. Naj­więk­szym pro­ble­mem jest war­tość zadłu­że­nia prze­kra­cza­ją­ca war­tość nie­ru­cho­mo­ści i umo­wa w któ­rej ban­ki prze­rzu­ci­ły całe ryzy­ko z tego tytu­łu na nich i ich rodzi­ny. Dziś zaś te same ban­ki uda­ją, że nic się nie sta­ło albo gma­twa­ją sytu­acje praw­nie i medial­nie wyko­rzy­stu­jąc naszą naro­do­wą cechę któ­ra mówi, że „gdzie dwóch Pola­ków tam trzy róż­ne zda­nia”.
Potrzeb­na była­by zgo­da wsród „ely­ty” u ste­ru, że jest to spo­łecz­nie szko­dli­we i plan jak się z tego wyka­ra­skać. I to dobry plan bo nie sądzę żeby ban­ki mia­ły ocho­tę na jakie­kol­wiek ustęp­stwa, za to mają dużo środ­ków przy­mu­su pośred­nie­go. Nie­ste­ty od wie­lu lat nic się nie kroi w tym tema­cie poza macha­niem sza­bel­ką i robie­niem wra­że­nia. Przed­się­bior­czy ludzie zas, któ­rzy wzię­li spra­wy w swo­je ręce i wal­czą w sądach dosta­ją ety­kiet­ki cwa­nia­ków.

Jeśli miał­bym wska­zać naj­więk­szy prze­kręt z cza­sów trans­for­ma­cji w Pol­sce to będą to wła­śnie kre­dy­ty deno­mi­no­wa­ne walu­ta­mi. Wszyst­kie inne afe­ry jak FOZZ, ArtB, SKOK czy Amber Gold bled­ną w jego cie­niu. Maj­stersz­tyk w bia­łych ręka­wicz­kach.

Czy to ozna­cza, że odra­dzam bra­nie kre­dy­tu hipo­tecz­ne­go? Walu­to­we­go abso­lut­nie tak. Chy­ba, że lubisz grę w poke­ra, w któ­rej prze­ciw­nik ma zna­czo­ne kar­ty. Pozo­sta­łe tyl­ko jeśli napraw­dę nie ma inne­go wyj­ścia. Jeśli jesteś mło­dą oso­bą to ryzy­ko jest więk­sze niż Ci się teraz wyda­je.
Skłon­ność do ryzy­ka jed­nak to cecha moc­no osob­ni­cza i zwy­kle male­ją­ca z wie­kiem. Jeśli więc się na nie godzisz to na koniec dnia „Twój cyrk i Two­je mał­py” 🙂

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Basi, bez zaan­ga­żo­wa­nia któ­rej miał­bym dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie mniej zado­wo­lo­ną minę.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

O kredycie (z nazwy) hipotecznym - część 4

Jeśli chcesz prze­czy­tać od począt­ku, tutaj znaj­dziesz część 1

W poło­wie 2008 zbie­ram dalej pra­co­wi­cie papie­ry a bank co chwi­la wymy­śla kolej­ne nie­zbęd­ne. Wku­rza­ją mnie na tyle, że pisze nawet pismo w sty­lu „O co kaman” popa­trz­cie na histo­rię dobre­go klien­ta. Gro­chem o ścia­nę. Zaczy­nam rozu­mieć, że bez „dobre­go ducha” wewnątrz może się nie udać. I tu w sukurs przy­cho­dzi moja chęć do poma­ga­nia. Ze wzglę­du na czę­ste spo­tka­nia z pra­cu­ją­cą wte­dy w ban­ku Basią roz­mo­wy cza­sem zaha­cza­ją o poza-finan­so­we tema­ty. Opo­wia­da mi że się nie wyra­bia z robo­tą, więc na kolej­ne spo­tka­nie przy­no­szę książ­kę Dawi­da Alle­na „Get things done”. To i jesz­cze kil­ka innych małych gestów powo­du­je, że spra­wy papie­ro­we zaczy­na­ją iść lepiej.

To jest wpis na temat kre­dy­tu ale życio­wa sytu­acja powo­du­je, że ina­czej zaczy­nam patrzeć na wie­le rze­czy. Przy­glą­dam się sobie z boku i zaglą­dam do wnę­trza. We wrze­śniu 2008 jadę do Pozna­nia zro­bić test MBTI, o którym piszę tutaj. Przy oka­zji testu Mag­da pro­po­nu­je mi wyjazd do ich cha­ty w Biesz­cza­dach. Począt­ko­wo scep­tycz­nie nasta­wio­ny decy­du­je się jed­nak poje­chać z tru­dem omi­ja­jąc wszyst­kie „dla­cze­go nie mogę z Tobą poje­chać?” od bli­skich. Sie­dzę tam tydzień, spę­dza­jąc czas z rodzi­ca­mi Mag­dy. Słu­cham opo­wie­ści jak to było napraw­dę z zabój­stwem gen. Świer­czew­skie­go i co to była akcja Wisła. Zbie­ram grzy­by, foto­gra­fu­ję i cho­dzę na spa­ce­ry po obsy­pa­nych kolo­ra­mi wcze­snej jesie­ni Biesz­cza­dach.


Na jed­nym ze spa­ce­rów myśli wra­ca­ją do kre­dy­tu i wte­dy sły­szę cichy acz wyraź­ny głos. „Mam w dupie ewen­tu­al­ne zyski. Pod­ję­te nie­świa­do­mie ryzy­ko jest za duże dla Cie­bie Robert, a stres zbie­ra za duże żni­wo.” Scho­dząc do cha­ty kla­row­nie już wiem co mam zro­bić.
W mię­dzy­cza­sie dosta­ję SMS o tre­ści „CHF 2,01 :)”

Parę dni póź­niej wra­cam do War­sza­wy i oka­zu­je, że nastą­pi­ła duża korek­ta a fra­nek kosz­tu­je znów 2,2 zł. I tu poja­wia się to z czym mają do czy­nie­nia wszy­scy gra­cze. Wąt­pli­wo­ści spo­wo­do­wa­ne szu­mem infor­ma­cyj­nym. W War­sza­wie zaczy­na do mnie docie­rać mnó­stwo nie­jed­no­znacz­nych infor­ma­cji. „To już duża korek­ta”. „Tyl­ko chwi­lo­wa, na hory­zon­cie unia walu­to­wa” itp., itd. Cho­le­ra wzro­sło do 2,25 cze­kać na 2,2? Czy pora­dze sobie z więk­szym obcią­że­niem w zło­tów­kach. Czy WIBOR będzie wzra­stać zamiast spa­dać. Przyj­mie­my Euro w Pol­sce? Jeśli tak to kie­dy i po jakim kur­sie?. Wię­cej pytań niż odpo­wie­dzi. Szum zagłu­sza kla­row­ny głos z biesz­czadz­kiej poło­ni­ny.

Wte­dy przy­po­mnia­łem sobie, że kie­dyś dla roz­ryw­ki cho­dzi­li­śmy na tor Słu­że­wiec­ki oglą­dać wyści­gi kon­ne. Moż­na tam zagrać. Nasz zna­jo­my miał ogrom­ną wie­dzę na temat star­tu­ją­cych koni i w domu zazna­czał na pro­gra­mie gonitw swo­je typy. Kie­dyś dla zaba­wy popro­si­łem czy mogę obsta­wić to co wyty­po­wał. Mini­mal­ne staw­ki. Nie­trud­no się domy­śleć, że z kasy ode­bra­łem wygra­ną ale ze zdzi­wie­niem odkry­łem, że on nie. Przed wyści­ga­mi gra­cze prze­ści­ga­ją się w dostar­cza­niu rewe­la­cji typu „mam pew­ną infor­ma­cję, że goni­twa jest usta­wio­na i wygra koń XYZ”. No i nasz zna­jo­my robił korek­ty wła­snych typów.

Przede mną dwa moni­to­ry na któ­rych od kil­ku dni mru­ga­ją wszyst­kie moż­li­we wykre­sy i infor­ma­cje z ryn­ku walut. W ręku trzy­mam mone­tę. Przy­glą­dam się jej chwi­lę i spraw­nym ude­rze­niem kciu­ka wypra­wiam ją w ruch obro­to­wy. „Orzeł prze­wa­lu­to­wu­je, resz­ka cze­kam do jutra”. Mone­ta lądu­je na lewej dło­ni przy­kry­ta pra­wą. Bio­rę głę­bo­ki oddech i pod­no­szę dłoń. Orzeł. Przy­cho­dzi fala irra­cjo­nal­ne­go stra­chu ale zamy­kam oczy i mówię sobie w myślach „tak zde­cy­do­wa­łeś Robert zaufaj sobie…”. Szyb­ko wybie­ram numer na tele­fo­nie.
— „Pani Basiu skła­dam dys­po­zy­cję prze­wa­lu­to­wa­nia”.
— „Jest Pan pewien? Od wczo­raj był duży skok w górę. Powin­no za chwi­le odbić się w dół”.
No żesz w mor­dę — prze­bie­ga myśl — oczy­wi­ście że nie jestem pewien. Bio­rę powtór­nie głę­bo­ki oddech patrząc raz jesz­cze na na mone­tę.
— „Tak jestem pewien”

Jakiś czas póź­niej zaczy­nam lepiej spać. Co praw­da kwo­ta kapi­ta­łu w zło­tów­kach jest więk­sza niż zakła­da­łem ale nie reagu­je ner­wo­wo na każ­dą infor­ma­cję o zmia­nie kur­sów. Dokład­nie rzecz bio­rąc w ogó­le ich nie spraw­dzam. Decy­zja pod­ję­ta.

Epilog

W listo­pa­dzie dzwo­nię do ban­ku w jakiejś spra­wie:
— „Skąd Pan wie­dział?” — pyta mnie Basia
— „O czym?” — pytam zdzi­wio­ny
— „Widział Pan kurs fran­ka?”
— „No oczy­wi­ście że nie” — odpo­wia­dam śmie­jąc się — „Po to zro­bi­łem prze­wa­lu­to­wa­nie żeby go nie oglą­dać”
— „To niech Pan spraw­dzi”
Spraw­dzam trzy razy. Ekran nie kła­mie: 2.75

Szczę­ka mi opa­da a w cie­le poja­wia się echo stre­su, któ­ry bar­dziej lub mniej towa­rzy­szył mi przez sie­dem lat. Oka­zu­je się, że „Sza­cow­ni Ame­ry­kań­scy Ban­kie­rzy” oszu­ki­wa­li na potę­gę w tema­cie jako­ści kre­dy­tów hipo­tecz­nych. Hasło klucz sub-pri­me. Były one tak gów­nia­ne, że smród roz­no­sił się na wie­le mil. Co powie­cie na kre­dyt hipo­tecz­ny na psa? Nic to jed­nak kie­dy chci­wość gra pierw­sze skrzyp­ce. Pako­wa­li je w trzy papier­ki w zło­tym kolo­rze i sprze­da­wa­li dalej jako deli­cje. Wypra­co­wa­ne wcze­śniej zaufa­nie powo­do­wa­ło, że papier­ka nikt nie odwi­jał. Roz­wi­ja­ją­cy się w bły­ska­wicz­nym tem­pie Inter­net umoż­li­wił ści­ślej­sze połą­cze­nie świa­ta finan­sów więc chęt­ni na kup­no deli­cji byli w każ­dym zakąt­ku świa­ta. W koń­cu ktoś zaj­rzał do środ­ka a kry­zys tym wywo­ła­ny do dziś odbi­ja się czkaw­ką jak zie­mia dłu­ga i sze­ro­ka. Nor­mal­nie oszu­ka­ni zbie­ra­li się żeby spra­wić oszu­stom łomot, ale kto pod­sko­czy super mocar­stwu? Pole­cam film „Big short”.

Przez kolej­ne lata WIBOR suk­ce­syw­nie spa­dał i już po dwóch latach (o ile dobrze pamię­tam) rata zło­tów­ko­wa była na pozio­mie poprzed­niej raty kre­dy­tu deno­mi­no­wa­ne­go w walu­tach. Do dziś nie przy­ję­li­śmy Euro jako swo­jej walu­ty a frank nie wró­cił nigdy do pozio­mu z 2008 roku. Z per­spek­ty­wy 2020 wyglą­da to jasno i kla­row­nie. Z per­spek­ty­wy 2006–2007 wyglą­da­ło to tak samo jak dzi­siaj wyglą­da pro­gno­zo­wa­nie co będzie w roku 2033.
A pro­pos, wie ktoś coś na sto pro­cent jak to będzie za 13 lat? 🙂

Czas na podsumowanie.

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Basi, bez zaan­ga­żo­wa­nia któ­rej miał­bym dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie mniej zado­wo­lo­ną minę.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

O kredycie (z nazwy) hipotecznym - część 3

Jeśli chcesz prze­czy­tać od począt­ku, tutaj znaj­dziesz część 1

2005 jest względ­nie sta­bil­ny i uda­je mi się odło­żyć tro­chę rezer­wy na tzw. „wszel­ki wypa­dek” zwa­nej podusz­ką finan­so­wą. Kur­sy walut spa­da­ją więc gdzieś z tyłu gło­wy poja­wia się cień nadziei. I wte­dy 2006 poka­zu­je swój pazur. W fir­mie, z któ­rą współ­pra­cu­ję od daw­na, wła­ści­ciel ręko­ma nowe­go dyrek­to­ra robi „porząd­ki per­so­nal­ne”. Oka­zu­je się, że nie każ­dy zna powie­dze­nie „sło­wo droż­sze od pie­nią­dza”. Bum. Rezy­gnu­je najem­ca, co nie jest jakimś ewe­ne­men­tem ale w naj­śmiel­szych marze­niach nie prze­wi­du­je, że poszu­ki­wa­nia nowe­go będą tak dłu­go­trwa­łe, rezer­wa zaś będzie top­nieć jak śnieg w maju. Bum, bum. Na koniec dosta­je wypo­wie­dze­nie na piśmie od mał­żon­ki. Bum, bum oraz bum. No wie­cie taki efekt domi­na. Na fil­mach ukła­da­czy robi to wra­że­nie. Jak się oka­zu­je w życiu rów­nież, tyle że emo­cje inne.
No i 2006 nie ma w moim kalen­da­rzu. Nie ma rów­nież czę­ści 2007. Prze­sta­ją mnie inte­re­so­wać kur­sy walut. Nie na dar­mo jak prze­czy­ta­łem kie­dyś, roz­wód zaj­mu­je miej­sce na podium naj­bar­dziej obcią­ża­ją­cych psy­chicz­nie zda­rzeń. Obok na tym podium stoi śmierć naj­bliż­szej oso­by i utra­ta pra­cy. Deta­licz­nie co w tej kon­ku­ren­cji otrzy­ma­ło medal zło­ty a co srebr­ny i brą­zo­wy nie pamię­tam.

W poło­wie 2007 roku zaczy­nam z powro­tem brać lej­ce życia w swo­je ręce. Oka­zu­je się, że jak mnie nie było kurs fran­ka cały czas spa­dał i aktu­al­nie jest na pozio­mie 2,35 zło­te­go. Wie­dzio­ny prze­czu­ciem zbie­ram papie­ry odpa­lam arkusz kal­ku­la­cyj­ny. Wyko­rzy­stu­jąc całą naby­tą wie­dzę o finan­sach robię wyli­cze­nia. W sumie są one dosyć pro­ste. Sumu­je wszyst­ko co w zębach zanio­słem do ban­ku w zło­tów­kach i robię wyli­cze­nia ile bym w tych samych zło­tów­kach zaniósł jeśli wziął­bym kre­dyt zło­tów­ko­wy. Na pierw­szy rzut oka sko­ro raty walu­to­we były niż­sze to walu­to­wy. Takie rze­czy trze­ba poli­czyć bo jak mawia­ją „Na oko to chłop w szpi­ta­lu umarł”.
No i wycho­dzi, że przy obec­nym kur­sie fran­ka cało­ścio­we spła­ty kre­dy­tu w zło­tów­kach były­by tro­chę więk­sze od tych, któ­re robi­łem mając kre­dyt opar­ty na walu­tach. Czy­li pra­wie bez róż­ni­cy. Kre­dy­ty w zło­tów­kach mia­ły dużo więk­sze opro­cen­to­wa­nie ale kwo­ta raty w zło­tów­kach nie buja­la się wraz ze zmia­na kur­su walu­ty. Z war­to­ścią kapi­ta­łu nie jest tak różo­wo. Pamię­ta­cie? Poży­czasz 100 dola­rów po kur­sie 2 zło­te i dosta­jesz 200 zło­tych. Następ­ne­go dnia kurs dola­ra ska­cze na 2,5 zł i masz do odda­nia 250 zło­tych. No więc z wyli­czeń wycho­dzi mi, że nie będzie takiej stra­ty kie­dy kurs fran­ka osią­gnie o ile pamię­tam 2,2 zł. Hmmm tyl­ko 15 gro­szy róż­ni­cy. Spad­nie czy nie?

Tak czy ina­czej idę do ban­ku.
— „Dzień dobry mogę dziś prze­wa­lu­to­wać kre­dyt na zło­tów­ki?”
— „No dziś to to nie” — uśmie­cha­jąc się mówi pra­cow­nik ban­ku.
— „Prze­cież jak byk stoi w umo­wie, że mogę”
— „No jest ale jest też pro­ce­du­ra” — kolej­ny uśmiech.
Pro­ce­du­ra. Gdzie ja to już sły­sza­łem?
No wiec przy zamia­nie na zło­tów­ki trze­ba poka­zać papie­ry docho­do­we. I to dobre jak cho­le­ra, bo rata kre­dy­tu zło­tów­ko­we­go ze wzglę­du na róż­ni­ce pomię­dzy LIBORWIBOR jest więk­sza o 25%. Potem zbie­ra się komi­tet kre­dy­to­wy i podej­mu­ją decy­zję. Eks­tra czy­li mogą pod­jąć decy­zję że w sumie to nie opła­ca im się, a jeśli nawet się zgo­dzą to naj­mar­niej dwa mie­sią­ce od momen­tu decy­zji. W tym cza­sie kurs może poszy­bo­wac w dowol­ną stro­nę. Chwi­lo­wo nie mam dobrych papie­rów więc odcho­dzę z nosem na kwin­tę, myśląc w co ja się wpa­ko­wa­łem? No dobra, trze­ba będzie to jakoś ogar­nąć.

W kwiet­niu 2008 mam już „dobre papie­ry”. Zwy­cza­jem czło­wie­ka, któ­ry zna się tyl­ko tro­chę w tema­cie, odwie­dzam dorad­ców finan­so­wych. I tu zaczy­na się robić cie­ka­wie. Są oczy­wi­ście dwie gru­py. Jed­ni twier­dzą „zło­tów­ka już tak dłu­go się umac­nia, że za chwi­le będzie korek­ta”. Po ludz­ku kurs wymia­ny fran­ka zacznie rosnąć a z nim war­tość kapi­ta­łu któ­ry poży­czy­łem.
Dru­ga gru­pa z nie­bu­dzą­cą wąt­pli­wo­ści miną oświad­cza: „wszyst­ko wska­zu­je na to, że walu­ty będą spa­dać nadal”. Mam nawet gdzieś wydru­ko­wa­ną opi­nię „eks­per­ta”, że frank szwaj­car­ski w 2009 roku będzie na pozio­mie 1,7 zł. Jeden z bar­dziej ogar­nię­tych dorad­ców rzu­ca przy oka­zji. „Już Pan nie­świa­do­mie zagrał na ryn­ku walu­to­wym i gra Pan dalej. Przez sie­dem lat była stra­ta, ale teraz frank spad­nie poni­żej 2 zł i będzie Pan miał zysk”. Czy­taj do zwro­tu w zło­tów­kach będzie dużo mniej niż poży­czy­łem.
No a jak z tym WIBOR’em będzie? Teraz jest 7% co powo­du­je, że od dnia prze­wa­lu­to­wa­nia rata wzro­śnie i to spo­ro. Będzie spa­dać? Rosnąć? Jak szyb­ko? Budżet domo­wy z gumy nie jest. Po kil­ku roz­mo­wach i oglą­da­niu mądrych wykre­sów docho­dzę do wnio­sku, że rów­nie dobrze mogę rzu­cać mone­tą w tema­cie odpo­wie­dzi na to pyta­nie.

Hmmm. Gdzieś w zaka­mar­kach myśli poja­wia się obra­zek wor­ka ze zło­ty­mi mone­ta­mi. No tak tyle cza­su pod wozem to teraz czas usa­do­wić się na nim. Robię wyli­cze­nie ile to będzie jak fra­nek będzie po 1,7 zł a buzia mi się uśmie­cha. Cza­sem poja­wia się jed­nak myśl a co jeśli nie spad­nie? Wte­dy uśmiech gaśnie bo przy­po­mi­nam sobie nie­prze­spa­ne noce.

Ostatnia czwarta część.

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Basi, bez zaan­ga­żo­wa­nia któ­rej miał­bym dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie mniej zado­wo­lo­ną minę.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

O kredycie (z nazwy) hipotecznym - część 2

Jeśli chcesz prze­czy­tać całość tutaj znaj­dziesz część 1

W kolej­nym roku 2002 szyb­ko oka­zu­je się że wyli­czo­na kwo­ta nijak nie star­czy na zakoń­cze­nie inwe­sty­cji. W umo­wie z ban­kiem zaś wid­nie­je moje oświad­cze­nie, że wystar­czy. Dzi­siaj wiem, że remon­tu­jąc po raz pierw­szy do budże­tu trze­ba dorzu­cić pozy­cje „nie­prze­wi­dzia­ne” w wyso­ko­ści 30% i modlić się żeby to wystar­czy­ło. Wte­dy bra­kło wie­dzy i doświad­cze­nia. Żaden bank nie ma ocho­ty wejść z hipo­te­ką jako dru­gi a ofer­ty kre­dy­tów refi­nan­so­wych trą­ca­ją o lichwę. Zała­twiam pry­wat­ną pożycz­kę. Na środ­ku rze­ki nie zmie­nia się koni w cza­sie prze­pra­wy. Dolar tro­chę spadł ale wciąż powy­żej 4 zło­tych. Poran­ne spraw­dza­nie kur­su wymia­ny weszło do roz­kła­du dnia codzien­ne­go. Chy­ba liczę na jakiś cud. Po jakimś cza­sie prze­sta­je spraw­dzać orien­tu­jąc się, że to płon­ne nadzie­je.

Na fron­cie codzien­no­ści sytu­acja sta­je się coraz trud­niej­sza. Doczy­tu­ję, że w umo­wie bank zawarł klau­zu­lę o corocz­nej wery­fi­ka­cji docho­dów. W przy­pad­ku oce­ny ryzy­ka na zbyt wyso­kim pozio­mie (czy­taj zbyt małe docho­dy) ma pra­wo posta­wić kre­dyt do natych­mia­sto­wej spła­ty. Ale momen­cik sko­ro spła­cam ter­mi­no­wo raty to prze­cież okay nie? No wła­śnie że nie. Witaj w twar­dych realiach. W pol­skich ban­kach nie ma ban­kie­rów tyl­ko urzęd­ni­cy ban­ko­wi. Jaka róż­ni­ca? Ano taka, że urzęd­nik kie­ru­je się głów­nie fak­tem czy decy­zje, któ­re podej­mie nie pozba­wią go stoł­ka na któ­rym sie­dzi. Jeśli z wewnętrz­nych prze­pi­sów wyni­ka że trze­ba wypo­wie­dzieć kre­dyt to ana­li­tyk nie będzie ryzy­ko­wać żeby potem jego wywa­li­li z robo­ty.

Uda­je mi zna­leźć kogoś kto zna mean­dry moje­go ban­ku.
— Co robić? — pytam
— Nie skła­daj nic — brzmi odpo­wiedź — mamy za mało ludzi i spraw­dza­my to z dużym opóź­nie­niem. Masz rok, może dwa ale wte­dy papie­ry muszą być okay.
— Nie­zło­że­nie w ter­mi­nie też jest pod­sta­wą do roz­wią­za­nia — spo­strze­gam w umo­wie.
— No jest ale jesz­cze niko­mu z tego powo­du nie wypo­wie­dzie­li­śmy.
Obym nie był pierw­szy. Zaczy­nam rozu­mieć, że w tej grze zwa­nej kre­dy­tem hipo­tecz­nym gra­cza­mi są Dawid i Goliat. Przy czym ten dru­gi to nie ja.

W poło­wie 2003 roku uda­je się ukoń­czyć inwe­sty­cję. Bank już zdro­wo maru­dzi o papie­ry docho­do­we ale ja już je widzę na hory­zon­cie więc pro­wa­dzę zaba­wę w kot­ka i mysz­kę dopó­ki nie będą okay. Z per­spek­ty­wy nazy­wam to zaba­wą jed­nak wte­dy nie było mi do śmie­chu, a każ­dy pole­co­ny przy­spie­szał bicie ser­ca.

W pod koniec 2004 roku spra­wy zaczy­na­ją przy­bie­rać lep­szy obrót. No dobra teraz trze­ba jakoś refi­nan­so­wać pożycz­kę. Pri­mo bo od dłu­go­ter­mi­no­wych zobo­wią­zań są ban­ki. Secun­do bo mając nóż na gar­dle zgo­dzi­łem się na odset­ki dwa razy wyż­sze niż ban­ko­we. Przy­jaźń to przy­jaźń a biz­nes to biz­nes jak usły­sza­łem.

Na począt­ku 2005 roku z dobry­mi papie­ra­mi idę do swo­je­go ban­ku. Tro­chę krę­cą nosem na te sła­be papie­ry przez poprzed­nie lata ale aktu­al­ne są dobre, więc fak­tycz­nie nie robią pro­ble­mu. Mam sta­tus VIP i śmia­ło ude­rzam o powięk­sze­nie gotów­ko­we. I znów zde­rzam się z urzę­dem. Nie ma pro­ce­dur. Ale jest biz­nes na któ­rym dobrze zara­bia­cie — mówię. Wzru­sze­nie ramion. Docie­ram do dyrek­tor­ki oddzia­łu i sły­szę to samo „nie ma pro­ce­dur”. No dobra to czas się rozej­rzeć gdzie indziej o czym wprost infor­mu­je panią dyrek­tor. Kiwa gło­wą z uśmie­chem któ­ry mówi „jeste­śmy naj­więk­si sko­ro u nas nie dosta­łeś to życzę szczę­ścia”. Przy oka­zji odpor­niam się na mar­ke­tin­go­wy bull-shit typu „sta­tus VIP”.

No i szczę­ście się uśmie­cha do mnie. Jeden z zagra­nicz­nych ban­ków, któ­ry dopie­ro co wszedł na rynek pol­ski budu­je port­fel kre­dy­to­wy. Roz­mo­wy idą spraw­nie i widać chęć do roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, któ­re poja­wia­ją się przy spi­na­niu umo­wy. Wbrew pozo­rom nie jest tak łatwo uru­cho­mić gotów­kę na warun­kach dłu­go­ter­mi­no­we­go kre­dy­tu hipo­tecz­ne­go. Ale jak się chce to się da.

Po wej­ściu Pol­ski w 2004 roku zło­tów­ka zaczę­ła się umac­niać. Dolar wła­śnie spadł do poni­żej 3,5 zł. To jest oka­zja żeby się wyplą­tać myślę. Nie­ste­ty w ban­kach wszyst­ko trwa dłu­go. W cza­sie nego­cja­cji umo­wy kurs wra­ca powy­żej 3,7 zł. Dodat­ko­wo oka­zu­je się, że jeśli chce więk­szą kwo­tę to pomi­mo dobrych papie­rów znów wcho­dzi w rachu­bę tyl­ko kre­dyt walu­to­wy. W mię­dzy­cza­sie na świe­cie poja­wi­ła się dru­ga cór­ka. Wydat­ków wię­cej zdol­no­ści kre­dy­to­wej mniej. Taki lajf.
No dobra tro­chę tej eko­no­mii lizną­łem, roz­wi­ja­my się cały czas gospo­dar­czo i jest szan­sa, że jeśli nie przyj­dzie znów jakieś tąp­nię­cie to te cho­ler­ne walu­ty będą spa­dać tak jak do tej pory. Chwi­lo­wo z wyli­cze­nia wycho­dzi mi, że pomi­mo spłat przez 4 lata po trzy tysia­ki mie­sięcz­nie z kre­dy­tu nic nie uby­ło. Oka­zu­je się też, że jeśli wybio­rę jako walu­tę fran­ka szwaj­car­skie­go to rata zosta­nie na podob­nym pozio­mie. Trze­ba grać dalej.

Tym razem wypo­sa­żo­ny w bagaż wie­dzy spraw­dzam dokład­nie wszyst­ko i nego­cju­je teo­re­tycz­nie nie­ne­go­cjo­wal­ną umo­wę. Wie­cie o czym mówię ”Taki mamy wzór”. No i super oka­zu­je się, że pomi­mo wzo­ru moż­na wpro­wa­dzać zmia­ny i likwi­do­wać idio­ty­zmy. Do dziś dziś pamię­tam, że naj­dłuż­sza bata­lia szła o zapis „W przy­pad­ku zmia­ny sytu­acji eko­no­micz­nej w Szwaj­ca­rii bank może zmie­nić walu­tę kre­dy­tu na inną, któ­ra wybie­rze.” Zaraz, zaraz czy­li deta­licz­nie kie­dy? Prze­cież to umoż­li­wia ban­ko­wi prze­wa­lu­to­wa­nie w dowol­nym momen­cie i ja nic nie mogę zro­bić. Kiwa­li gło­wa­mi, że rozu­mie­ją ale tego aku­rat zapi­su zmie­nić się nie dało. Zaczy­nam widzieć rela­cji z ban­ka­mi jestem jak gracz w kasy­nie. Gracz może stra­cić, kasy­no nigdy. Nie za bar­dzo mam inne wyj­ście a pożycz­ko­daw­ca już moc­no prze­bie­ra noga­mi. No to pod­pi­su­je.

Co cie­ka­we kie­dy pro­szę w poprzed­nim ban­ku o zaświad­cze­nie do cał­ko­wi­tej spła­ty to nagle oka­zu­je się że jed­nak coś się da zro­bić. Nagle docie­ra do nich, że ucie­ka klient nie tyl­ko kre­dy­tem ale i ROR, kar­ta­mi, ubez­pie­cze­nia­mi. No a plan rocz­ny trze­ba zro­bić. Uśmie­cham się do pani dyrek­tor mówiąc „nie­ste­ty pro­ce­du­ra już się zaczę­ła a prze­cież Pani wie, że ona naj­waż­niej­sza”. Tak napraw­dę to tyl­ko wisien­ka, któ­ra mi sło­dzi poprzed­nią gorycz. Eko­no­micz­nie nie mają po pro­stu dobrej ofer­ty. Jak to pań­stwo­we molo­chy, któ­re żyją w prze­ko­na­niu, że zawsze będzie dobrze.

Nowy bank spła­ca poprzed­ni kre­dyt. W zło­tych to kil­ka­dzie­siąt tysię­cy zło­tych wię­cej kapi­ta­łu niż poży­czy­łem 4 lata wcze­śniej. A gdzie się podzia­ły spła­ty rat? Nie komen­tu­je w myślach żeby się doło­wać ale kwo­ta spła­ty poprzed­nie­go kre­dy­tu na prze­le­wie prze­le­wu boli. Dodat­ko­wo bank wrzu­ca mi gotów­kę któ­rą spła­cam pożycz­kę.

Frank szwaj­car­ski kosz­tu­je 2,5 zł. Teraz zadłu­że­nie z tytu­łu kapi­ta­łu zmie­nia mi się o kwo­ty 4 cyfro­we z każ­dy­mi paro­ma gro­sza­mi. Mie­siąc póź­niej frank ska­cze na 2,7 zł. Mia­ło k.…a spa­dać. Zaczy­nam wąt­pić czy pod­ją­łem dobrą decy­zję. Znów bez­sen­ne noce. A życie przy­go­to­wu­je kolej­ną nie­spo­dzian­kę.

O tym w kolejnej trzeciej części. 

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Basi, bez zaan­ga­żo­wa­nia któ­rej miał­bym dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie mniej zado­wo­lo­ną minę.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

O kredycie (z nazwy) hipotecznym - część 1

Jest wrze­sień 2008 roku. Przede mną dwa moni­to­ry na któ­rych od kil­ku dni mru­ga­ją wszyst­kie moż­li­we wykre­sy i infor­ma­cje z ryn­ku walut. W ręku trzy­mam mone­tę. Przy­glą­dam się jej chwi­lę i spraw­nym ude­rze­niem kciu­ka wypra­wiam ją w ruch obro­to­wy. „Orzeł prze­wa­lu­to­wu­je, resz­ka cze­kam do jutra”. Mone­ta lądu­je na lewej dło­ni przy­kry­ta pra­wą. Bio­rę głę­bo­ki oddech i pod­no­szę dłoń. Orzeł. Przy­cho­dzi fala irra­cjo­nal­ne­go stra­chu ale zamy­kam oczy i mówię sobie w myślach „tak zde­cy­do­wa­łeś Robert zaufaj sobie…”. Szyb­ko wybie­ram numer na tele­fo­nie.
— „Pani Basiu skła­dam dys­po­zy­cję prze­wa­lu­to­wa­nia”.
— „Jest Pan pewien? Od wczo­raj był duży skok w górę. Powin­no za chwi­le odbić się w dół”.
No żesz w mor­dę — prze­bie­ga myśl — oczy­wi­ście że nie jestem pewien. Bio­rę powtór­nie głę­bo­ki oddech patrząc raz jesz­cze na na mone­tę.
— „Tak jestem pewien”

Jest rok 2001. Z dozą nie­po­ko­ju czy wszyst­kie sys­te­my infor­ma­tycz­nie nie pad­ną od plu­skwy mile­nij­nej weszli­śmy wła­śnie w XXI wiek. Mnie stuk­nę­ła trzy­dziest­ka. Jak więk­szość z moje­go poko­le­nia zasu­wam wię­cej niż prze­wi­du­je nor­ma. Aktyw­ność dzien­na to 16–18 godzin. Fir­ma, budo­wa, fir­ma, budo­wa … Dwa lata wcze­śniej uro­dzi­ła się moja star­sza cór­ka. Każ­dy kto ma dzie­ci wie, że małe dzie­cię to jed­na z nie­wie­lu w życiu szans na dar­mo­wą depry­wa­cję snu, jest więc rów­nież aktyw­ność noc­na. 🙂 No jed­nym sło­wem cią­gły młyn.

Per­spek­ty­wy gospo­dar­cze rysu­ją się nie­źle. Sie­dem lat wcze­śniej Pol­ska zło­ży­ła wnio­sek o przy­stą­pie­nie do Wspól­nej Euro­py. Akces maja­czy gdzieś na hory­zon­cie kil­ku lat. W Pol­sce po deka­dzie widać jak na dło­ni efek­ty wytę­żo­nej pra­cy Pola­ków, któ­rzy w dużej czę­ści dobrze odna­leź­li się nowej wol­no­ryn­ko­wej rze­czy­wi­sto­ści. Do tej wytę­żo­nej pra­cy pcha nas wizja życia na przy­zwo­itym pozio­mie. Po pięć­dzie­się­ciu latach ciem­no­ści w koń­cu świe­ci słoń­ce. Gdzieś w naj­głęb­szych pokła­dach pod­świa­do­mo­ści żyje prze­ko­na­nie, że teraz po pro­stu musi być lepiej. Musi i krop­ka.… albo wykrzyk­nik.

Jak się pew­nie już domy­śla­cie, jak więk­szość Pola­ków aby reali­zo­wać swo­je marze­nie o przy­sło­wio­wych „4 kątach” się­gną­łem po kre­dyt. Kre­dyt hipo­tecz­ny w świe­tle nagłów­ka umo­wy. Jak­kol­wiek bym dzi­siaj nie sta­rał się popra­wić swo­je­go wize­run­ku w tema­cie posia­da­nej wie­dzy na jego temat, trze­ba się uczci­wie przy­znać, że wie­dza moja i więk­szo­ści roda­ków na jego temat była nie­mal zero­wa. Poko­le­nie naszych rodzi­ców nie mia­ło o nim zie­lo­ne­go poję­cia więc prze­kaz rodzin­ny nie wcho­dził w rachu­bę. Wykła­dy na SGH zawie­ra­ły co praw­da tro­chę teo­rii ale pro­wa­dzo­ne były przez takich samych laików w tema­cie prak­tycz­ne­go doświad­cze­nia. No ale prze­cież nie świę­ci garn­ki lepią. Zaczą­łem więc odra­biać pra­cę domo­wą pt. „Kre­dyt hipo­tecz­ny i Ja”. Dostęp­nej wie­dzy nie było dużo. Rynek pro­duk­tów finan­so­wych dopie­ro co wystar­to­wał z impe­tem. Na przy­kład w 2000 roku powstał pierw­szy w racz­ku­ją­cym pol­skim inter­ne­cie pośred­nik finan­so­wy po nazwą Expan­der. Po pierw­szym zapo­zna­niu się z tema­tem zebra­łem ofer­ty dwóch czy trzech ban­ków i odby­łem ze dwie roz­mo­wy z tak zwa­nym dorad­cą kre­dy­to­wym. Dzi­siaj wiem, że ze sprze­daw­cą kre­dy­to­wym ale to inny temat. LIBOR, WIBOR, mar­ża, sta­ła lub zmien­na sto­pa opro­cen­to­wa­nia, udział wła­sny, LTV. Słu­cha­łem tego wszyst­kie­go a intu­icja szep­ta­ła mi, że ta kobit­ka w żakie­cie lub facet w nie­na­gan­nie skro­jo­nym gar­ni­tu­rze dekla­mu­je wyuczo­ne for­muł­ki mając nie­wie­le więk­szą wie­dzę niż moja.

W trak­cie poszu­ki­wań wie­dzy oka­za­ło się, że czło­nek dale­kiej rodzi­ny pra­cu­je w ban­ku. No dobra to tu przy­naj­mniej nie będzie ciśnie­nia sprze­da­żo­we­go, któ­re było wszech­obec­ne. Kre­dy­ty sprze­da­wa­ły się świet­nie i zapew­nia­ły bajoń­skie jak na tam­te cza­sy pro­wi­zje. Zarów­no ban­kom jak i pośred­ni­kom. Sia­da­my i kmi­ni­my. Mniej wię­cej wia­do­mo ile potrze­ba żeby zre­ali­zo­wać marze­nie. Oka­zu­je się, że ze wzglę­du na róż­ni­ce w pozio­mach wskaź­ni­ków LIBORWIBOR któ­re sta­no­wią skła­do­wą opro­cen­to­wa­nia, rata kre­dy­to­wa dla kre­dy­tu ‚deno­mi­no­wa­ne­go walu­tą’ (cokol­wiek by to nie było) to oko­ło 3.000−3.500 zł. W zło­tów­kach o ile dobrze pamię­tam 4.500−5.000 zł. To trzy-pieć­set zde­cy­do­wa­nie lepiej wypa­da w domo­wym budże­cie. No dobra ale prze­cież kurs walut się zmie­nia — myślę. I tu odpo­wiedź wszyst­kich, któ­rych pytam jest jak chór dzie­wic: „Ryzy­ko jest ale nie jest duże”. Rodzin­na wtycz­ka wie­dzo­wa też nie widzi gigant ryzy­ka. Dosta­je wyli­cze­nia jak bar­dzo musiał­by wzro­snąć kurs walut żeby raty kre­dy­tu były iden­tycz­ne z tymi w zło­tów­kach. O wzro­ście war­to­ści kapi­ta­łu nikt nie wspo­mnia. Nie wspo­mi­na też o róż­ni­cy kur­su w momen­cie wypła­ty i spła­ty. Ja te fak­ty też prze­oczam o co dziś nie mam do sie­bie dużej pre­ten­sji. Jak na kogoś kto miał mini­mal­ną wie­dzę i tak spo­ro roz­k­mi­ni­łem. No dobra czas na decy­zje bo po dru­giej stro­nie życie pisze swój sce­na­riusz, mając za nic sytu­ację makro­eko­no­micz­ną. Zapa­da decy­zja i uru­cha­miam kre­dyt deno­mi­no­wa­ny dora­dzo­nym USD po kur­sie 3,64 zł za jed­ne­go dola­ra.

Infor­ma­cja, któ­rej mi bra­ko­wa­ło w momen­cie decy­zji brzmia­ła: „Jeste­śmy na dzień przed tąp­nię­ciem zwią­za­nym z tzw. „Pęk­nię­ciem bań­ki inter­ne­to­wej i widać już pierw­sze symp­to­my”. W sierp­niu tego same­go roku kurs dola­ra osią­ga pozio­my 4,5 zł. Nagle oka­zu­je się, że pomi­mo spłat moje zadłu­że­nie jest o 80.000 zł więk­sze. Ten sam chór dzie­wic krzy­czy „zamie­nić szyb­ko na zło­tów­ki bo dolar będzie po 5 zł”. W moim postrze­ga­niu jawi się już jed­nak jako chór kobiet lek­kich oby­cza­jów, więc roz­ża­lo­ny ole­wam wszyst­kich ”dorad­ców”. Stres zbie­ra swo­je żni­wo. Nie śpię. Chce mi się ryczeć. Mam pre­ten­sje do sie­bie „Tyle cza­su ana­liz i pomi­nię­ty klu­czo­wy ele­ment. Jak mogłeś tego nie zauwa­żyć Robert? Ojciec, świet­ny biz­nes­men, któ­re­go już daw­no ma na tym świe­cie na pew­no by to wychwy­cił”.

Życie pły­nie jed­nak dalej. Dwu­lat­ka nie rozu­mie makro­eko­no­mii za to potrze­bu­je pie­lu­chy, milu­py, opie­ki lekar­skiej i paru innych rze­czy. Budo­wa w poło­wie a przy­cho­dy zma­la­ły. Jed­nak­że w tam­tych cza­sach dzia­łał spraw­nie mecha­nizm spad­ku wskaź­ni­ka LIBOR przy wzro­ście kur­su walu­ty więc rata kre­dy­to­wa pozo­sta­je na nie­wie­le wyż­szym pozio­mie. Nie mogę spła­cić wzra­sta­ją­ce­go zadłu­że­nia poży­czo­ne­go kapi­ta­łu ale póki co stać mnie na spła­ty rat. Prze­sta­je to ana­li­zo­wać sko­ro więk­szość z opcji poza bie­żą­cą spła­tą rat pozo­sta­je poza moim zasię­giem. Nie mniej jed­nak stres pod skó­rą pozo­sta­je i będzie mi towa­rzy­szyć dłu­żej niż przy­pusz­cza­łem.

O czym w części 2

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Basi, bez zaan­ga­żo­wa­nia któ­rej miał­bym dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie mniej zado­wo­lo­ną minę.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Pani Trzeba i Pan Musimy

Zna­cie tę parę? Ja bar­dzo chciał­bym ich spo­tkać ale do tej pory zda­rzy­ło mi się tyl­ko o nich sły­szeć. Głów­nie w dużych orga­ni­za­cjach, któ­re nie wie­dzieć cze­mu ta para upodo­ba­ła sobie. Są jak duchy. Wszy­scy o nich mówią ale nikt ich nie widział oso­bi­ście. Do tej pory uda­ło mi się na ich temat usta­lić, że bar­dzo chęt­nie wystę­pu­ją przed sze­reg i chęt­nie bio­rą na sie­bie wszel­kie zobo­wią­za­nia. Nie mniej jed­nak ich zami­ło­wa­nie do leniu­cho­wa­nia powo­du­je, iż spra­wy któ­rych się podej­mu­ją roz­pły­wa­ją się w gęstej mgle. Myślę że ta skąd­inąd uro­cza para obda­rzo­na jest tajem­ny­mi moca­mi. Z pomo­cą tej magii czy­nią spra­wy, któ­re wcze­śniej jawi­ły się wyraź­ny­mi, bez­kształt­ną masą. Z cza­sem zaś nik­ną zupeł­nie, wta­pia­jąc się nie­zau­wa­że­nie we mgłę któ­ra je okry­wa. Co wię­cej w nas pozo­sta­je nie­od­par­te odczu­cie jako­by wcze­śniej wymie­nio­ne zobo­wią­za­nia, zobo­wią­za­nia­mi de fac­to nie były a waż­ne spra­wy prze­sta­ły być waż­ny­mi. Zaiste cza­ro­dzie­je. Trze­ba ich w koń­cu poznać więc Muszę się kie­dyś za to zabrać.

Na całe szczę­ście ta uro­cza para zde­cy­do­wa­ła się na posia­da­nie potom­stwa. Opatrz­ność obda­rzy­ła ich pię­cio­racz­ka­mi. Nie moż­na rodzi­com odmó­wić fan­ta­zji bowiem imię każ­de­go z nich zaczy­na się od tej samej lite­ry. Może zda­rzy­ło się Wam ich poznać? Na złość rodzi­com upodo­ba­li sobie małe spraw­nie dzia­ła­ją­ce orga­ni­za­cje. Oto oni: What, Who, Whe­re, When oraz ostat­ni ale naj­waż­niej­szy Why. Jak to z dzieć­mi bywa, mają tę z pozo­ru upier­dli­wą cechę powta­rza­nia pyta­nia po raz kolej­ny, aż ziry­to­wa­ni udzie­li­my odpo­wie­dzi. Nie zado­wa­la ich rów­nież byle jaka odpo­wiedź na odczep­ne­go. W genach prze­je­li magicz­ne umie­jęt­no­ści. Kie­dy pra­cu­ją razem, cuda się dzie­ją się i są naszym udzia­łem. Cza­sem dołą­cza do nich cio­tecz­na sio­stra o wdzięcz­nym imie­niu How, ale to już inna baj­ka. Od czasu kiedy się z nimi zakumplowałem moje spra­wy “magicz­nie” prze­sta­ły się roz­my­wać we mgle.

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Kse­ni Biber, któ­ra wie­le lat temu nie prze­dłu­ży­ła moje­go okre­su prób­ne­go w dużej kor­po­ra­cji. Będąc zaś uważ­nym obser­wa­to­rem zasu­ge­ro­wa­ła powrót do samo­dziel­nej dzia­łal­no­ści. 🙂

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Umowa plemienna

Umowa plemienna

Umo­wa ple­mien­na

Zebra­ło mi się dziś o świ­cie na sze­ro­ką per­spek­ty­wę. Pew­nie dla­te­go, że miesz­kam wyso­ko i zamie­rzam miesz­kać jesz­cze wyżej. 🙂 Pew­nie też dla­te­go, że temat powol­nej ero­zji umo­wy ple­mien­nej (zwa­nej współ­cze­śnie spo­łecz­ną) doty­ka mnie w coraz bar­dziej nama­cal­ny spo­sób. Każ­de­go dnia. Cóż to takie­go ta umo­wa? Ano mecha­nizm wypra­co­wa­ny przez poko­le­nia, któ­ry moż­na przed­sta­wić w naj­prost­szy spo­sób. Ja dziś poma­gam Tobie a Ty mnie jutro. Spro­wa­dze­nie do pro­stej for­my wyso­ce zagma­twa­nej pap­ki słow­nej, któ­ry­mi kar­mią nas media, pozwa­la mi posta­wić temat na gola­sa w świe­tle jupi­te­rów.

Opis rzeczywistości

Zejdź­my więc na poziom małe­go ple­mie­nia w pusz­czy daj­my na to ama­zoń­skiej. Jestem zdro­wy i sil­ny więc co rano bry­kam w chasz­cze zła­pać coś na obiad. Robo­ta nie­wdzięcz­na i nie­bez­piecz­na ale nie narze­kam. Jak już przy­tar­gam zdo­bycz to nie wpier­ni­czam sam, tyl­ko dzie­lę się z inny­mi. Pri­mo dzie­lę się z dzie­cia­ka­mi. Zupeł­nie prag­ma­tycz­nie. Za jakiś czas to one będą cho­dzić po żar­cie. Secun­do ze star­szy­mi. Oni łazi­li w tę pusz­czę, kie­dy mnie była potrzeb­na dra­bi­na do zbie­ra­nia jagód a czas spę­dza­łem na bez­tro­skiej zaba­wie. Ter­tio kobie­tom, któ­re w trak­cie dnia przy­go­to­wa­ły obiad i ogar­nę­ły cha­tę żeby się wejść dało do niej. Aha! Odpa­lam jesz­cze kawa­łek mię­cha kum­plo­wi któ­re­mu w zeszłym mie­sią­cu zło­śli­wa papu­ga wydzio­ba­ła oko. Twar­dy jest i będzie z nami polo­wał dalej z opa­ską na oku, ale sza­man mówi że potrze­ba mie­sią­ca żeby cza­ry zaczę­ły dzia­łać i oczo­dół się zago­ił.

Pro­ste? Jak dla mnie bar­dzo. Co wię­cej nie mamy żad­nych zapi­sów odno­śnie tej umo­wy. Po pro­stu brzmi ona tak roz­sąd­nie, że nikt jej nie kwe­stio­nu­je nawet w gło­wie. Podob­ną zasa­dę przy­ję­ło się sto­so­wać w euro­pej­skich ple­mio­nach któ­rych liczeb­ność jest milion razy więk­sza. Żeby ogar­nąć taką masę ludzi jed­nak, spi­sa­li­śmy te zasa­dy (pra­wo) i wybra­li­śmy parę osób spo­śród sie­bie, któ­re mają pil­no­wać żeby były prze­strze­ga­ne. Nie mniej jed­nak liczę, że u każ­de­go współ­ple­mień­ca wystę­pu­je zdro­wy roz­są­dek i zro­zu­mie­nie tych pro­stych zasad. Z każ­dym kolej­nym dniem nabie­ram jed­nak prze­ko­na­nia, że moje licze­nie jest coraz bar­dziej samot­ne.

(więcej…)

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Jak się rzuca palenie papierosów

Rzucanie palenia - wersja artystyczna

Rzu­ca­nie pale­nia — wer­sja arty­stycz­na

Jeśli jesz­cze nie palisz koniecz­nie prze­czy­taj jak zacząć, a jeśli palisz i spra­wia Ci to przy­jem­ność ten wpis nie jest dla Cie­bie. 🙂
poprzedniej części było o tym co mnie rzu­ci­ło w szpo­ny nało­gu. Tym razem o tym jak nało­go­wi powie­dzieć: „Dzię­ku­ję ale z Panem już mi nie po dro­dze.”

31 pierw­sze­go grud­nia kupu­je się pacz­kę ulu­bio­nych Mal­bo­ro. Otwie­ra się ją i wraz z lamp­ką szam­pa­na wypa­la z przy­jem­no­ścią jed­ne­go papie­ro­sa. Pozo­sta­łe dzie­więt­na­ście odkła­da się na lodów­kę i począw­szy od pierw­sze­go stycz­nia prze­sta­je palić. To nie jest tak, że nie mogę palić. Mogę tyl­ko nie chcę.

Po tygo­dniu przy­cho­dzi pierw­szy kry­zys. Cho­dzi się koło pacz­ki papie­ro­sów jak pies koło suki w rui. Rozum mówi NIE, wszyst­ko wewnątrz TAK, TAK, TAK. Wpier­ni­cza się więc jakieś mię­to­we cukier­ki. Wącha­nie papie­ro­sa wyglą­da na maso­chizm, ale odczu­wal­ne w gar­dle ssa­nie jest tak ogrom­ne, że wszyst­kie myśli szy­bu­ją w kie­run­ku tej pacz­ki na lodów­ce.
W dru­gim tygo­dniu obja­wy na szczę­ście słab­ną. Na szczę­ście bo na mię­to­we cukier­ki patrzeć już nie moż­na.

Po mie­sią­cu przy­cho­dzi kolej­ny test, przy oka­zji impre­zy. W jed­nym ręku papie­ros w dru­gim zapal­nicz­ka. Wypi­te już parę kie­lisz­ków, a obok roz­ba­wie­ni zna­jo­mi zapa­la­ją kolej­ne­go papie­ro­sa. “No zapal. Fakt, że rzu­ci­łeś pale­nie nie ozna­cza, że nie możesz sobie jed­ne­go zapa­lić na impre­zie”. Wychy­la się kolej­ny kie­li­szek i bie­rze się pierw­szą z brze­gu part­ner­kę do tań­ca. Po kolej­nym kie­lisz­ku nie ma się już chę­ci ani moż­li­wo­ści na papie­ro­sa. Meto­da kon­tro­wer­syj­na ale w tej woj­nie jeń­ców nie bie­rze­my.

Do dru­gie­go mie­sią­ca czło­wiek jest jak dro­ga mię­dzy­mia­sto­wa w Afga­ni­sta­nie. Wyglą­da w mia­rę nor­mal­nie ale nigdy nie wiesz kie­dy wybuch­nie. Wszyst­ko jest iry­tu­ją­ce. Rodzi­na jest iry­tu­ją­ca, Szef jest iry­tu­ją­cy. Pies też wku­rza. Gapi się żeby wyjść i że niby co? Ma się cho­dzić po dwo­rzu dla same­go cho­dze­nia z nim? Bez sen­su.

Pod koniec trze­cie­go mie­sią­ca nawał­ni­ca symp­to­mów odsta­wie­nia powo­li zamie­ra, od cza­su do cza­su tyl­ko pomru­ku­jąc zło­wro­go z odda­li. Po sze­ściu mie­sią­cach nie myśli się już o papie­ro­sach w kate­go­rii muszę. I wszyst­ko.
Hap­py End. I żyli dłu­go i szczę­śli­wie.

Do cza­su jak się wpad­nie po pół­to­ra roku na genial­ny pomysł, że sko­ro się odwy­kło to moż­na sobie jed­ne­go zapa­lić. Następ­ne­go dnia kolej­ny. Pod koniec tygo­dnia pacz­ka. Ale jak to moż­li­we? Prze­cież za pierw­szym razem trzy mie­sią­ce minę­ły zanim się czło­wiek zacią­gnął.

W kolej­nej czę­ści więc będzie o tym, w jaki spo­sób się koń­czy pale­nie. Tytuł wpi­su zosta­nie wzbo­ga­co­ny jed­nak o przy­słó­wek „Sku­tecz­nie” 🙂

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Cisza przed burzą

Przed burzą

Przed burzą

Cisza w mete­oro­lo­gii bywa zwia­stu­nem dosyć gwał­tow­nych zja­wisk. Nie­odmien­nie zasta­no­wi­ła mnie ostat­nio cisza w moim pisa­niu. Czy­tu­je cza­sem Krzyś­ka Lis’a któ­ry edu­ku­je jak na blogu zarabiać. Rzekł­by on z praw­do­po­do­bień­stwem bli­skim jed­no­ści, że taka cisza to gwóźdź do trum­ny blo­ga. Jed­nak­że świa­do­ma odpo­wiedź na pyta­nie „Dla­cze­go?” wyj­mu­je mło­tek z ręki. Aku­rat tę odpo­wiedź dosta­łem od czy­tel­ni­ka.

Ten blog jest głów­nie dla Cie­bie”.

W pierw­szej chwi­li żach­nię­cie czy­li zna­na mi już reak­cja kie­dy ktoś tra­fia w punkt. W dru­giej reflek­sja. Kur­cze! Lubię czy­tać same­go sie­bie sprzed lat widząc jak postę­pu­ją zmia­ny. Zmia­ny we mnie, zaini­cjo­wa­ne przez ludzi któ­rzy mnie inspi­ru­ją wli­cza­jąc to sie­bie same­go. 🙂

Moje życie poprze­pla­ta­ne jest okre­sa­mi sta­gna­cji i aktyw­no­ści. Uży­łem sło­wa sta­gna­cja bo tak to wyglą­da wize­run­ko­wo, bar­dziej jed­nak pasu­je okre­śle­nie kumu­la­cja ener­gii. Intro­wer­tycz­ne inkli­na­cje wte­dy gra­ją pierw­sze skrzyp­ce. Za każ­dym razem wycho­dzę „z cie­nia do słoń­ca” bogat­szy o nowe prze­my­śle­nia i war­to­ści oraz decy­zje, któ­re prze­kła­da­ją się na dzia­ła­nie. Oba okre­sy się uzu­peł­nia­ją i cho­ciaż zde­cy­do­wa­nie wolę sło­necz­ny to wła­śnie pozo­sta­jąc w cie­niu zbie­ram ener­gię i wie­dzę do kolej­ne­go sko­ku na dro­dze oso­bi­ste­go roz­wo­ju. Ot i cała tajem­ni­ca odkry­ta. 🙂
Pozo­sta­je zaak­cep­to­wać i wpi­sać na sta­łe do opi­su „kim jesteś”.

Mógł­bym na tym poprze­stać ale na prze­strze­ni ostat­nich 5 lat oka­za­ło się, że spo­strze­że­nia jakie czy­nię, czy to z obiek­ty­wem czy też z kub­kiem dobrej kawy w ręku: inspi­ru­ją, poka­zu­ją inny punkt widze­nia, roz­śmie­sza­ją, dają powód do prze­my­śleń i co waż­niej­sze do dzia­ła­nia.

Na pew­nym eta­pie pisa­nia w Inter­ne­cie pro­ble­mem dla mnie był brak komen­ta­rzy. To tro­chę tak jak u arty­stów estra­do­wych, żywio­ło­wo reagu­ją­ca publi­ka doda­je skrzy­deł. Przez zaprze­cze­nie smut­ne gęby na widow­ni wci­ska­ją arty­ście do gło­wy pyta­nie: „czy to co robię ma war­tość?”. Są jed­nak miej­sca, w któ­rym moż­na ener­gię zaczerp­nąć peł­ną gar­ścią. Pri­mo od cza­su do cza­su po wystę­pie wpad­nie ktoś do gar­de­ro­by i powie „Dzię­ku­ję”. Secun­do sie­dząc w kawia­ren­ce usły­szy­my „Widzia­łaś występ XYZ? Nie­sa­mo­wi­ty.”

Bez­po­śred­ni i wer­bal­ny odzew to szyb­ki skok pozio­mu endor­fin, któ­ry nie­ste­ty dość szyb­ko spa­da. Ponie­waż lubi­my mak­sy­ma­li­zo­wać swo­je przy­jem­no­ści jest też duże ryzy­ko nało­gu. Dru­gie zaś miej­sce doener­ge­ty­zo­wa­nia pod­no­si endor­fin­ki nie­zau­wa­żal­nie za to efekt jest trwa­ły. War­to się zatrzy­mać na chwi­lę i wybrać świa­do­mie.

Zamiast obiet­nic tro­chę spo­strze­żeń

  • lubię inspi­ro­wać sie­bie i cza­sem innych wła­snym przy­kła­dem
  • tema­ty tech­no­lo­gicz­ne inte­re­su­ją mnie tyl­ko jeśli wno­szą pozy­tyw­ną war­tość w nasze życie.
  • mam już wystar­cza­ją­co mate­ria­łu żeby ruszyć z WARP4, któ­ry zakoń­czył się lek­kim fal­star­tem. I dobrze bo nic gor­sze­go jak pisać o teo­rii 🙂
  • foto­gra­fia zaję­ła sta­łe i waż­ne miej­sce w moim życiu i daje mi napęd do pozo­sta­łych dzia­łań.
  • w tym blo­gu nie cho­dzi o zara­bia­nie więc dobre prak­ty­ki odno­szą­ce się do tako­wych nie muszą się spraw­dzać.

Czy to jest cisza przed burzą? Jesz­cze nie wiem ale wie­le na to wyglą­da.

KarmaEquity
Wpis niniej­szy dedy­ku­ję Piotr­ko­wi Cyga­no­wi, któ­ry wła­śnie popeł­nił pierw­szy wpis na swo­im blogu uchy­la­jąc drzwi samo­re­ali­za­cji jak to zgrab­nie ujął.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

In the middle of the road

JimB40_20131123_IMG_9470Nocą samot­nie po środ­ku dro­gi. Cał­ko­wi­cie świa­do­mie i cał­ko­wi­cie nie­le­gal­nie. Adre­na­li­na z każ­dym podmu­chem prze­jeż­dza­ją­ce­go na wycią­gnię­cie dło­ni samo­cho­du. Nie­po­kój czy nie jest to aby prze­sta­wi­ciel pra­wa, któ­ry będzie miał odmien­ne zda­nie na temat prze­by­wa­nia w tym miej­scu a jego inter­wen­cja zakoń­czy się nie­przy­jem­nie. Chęć zna­le­zie­nia się na bez­piecz­nym chod­ni­ku po dru­giej stro­nie oraz strach do posta­wie­nia sto­py na uli­cy aby to urze­czy­wist­nić. Ostat­ni dzień roku 2013.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Moja Aula

Aulę spo­tka­łem pięć lat temu w dosyć przy­pad­ko­wych oko­licz­no­ściach. Nie­ba­wem oka­za­ło się, że Aula kobie­tą jest. Tak to już ten świat poukła­da­ny, że w kobie­tach się zako­chu­ję. Co inne­go jed­nak się zako­chać, a co inne­go stwo­rzyć kil­ku­let­ni zwią­zek, któ­ry po okre­sie fascy­na­cji daje obu stro­nom daje poczu­cie satys­fak­cji.

Dawa­ła mi zawsze dużo pozy­tyw­nej ener­gii. Powo­dy do śmiechu i refleksji. Wie­dzę o tym jak osiągać sukcesyw sukces przekuwać porażki. Aula to kobie­ta lubia­na i towa­rzy­ska. Będąc z nią pozna­łem więc nieprawdopodobną ilość ciekawych ludzi, któ­rzy uczy­ni­li moje życie cie­kaw­szym i bar­dziej war­to­ścio­wym.

Aula to kobie­ta doj­rza­ła i wyro­zu­mia­ła. Przy­my­ka­ła oko na moje drobne flirty tu i ówdzie lub brak obec­no­ści kie­dy na to liczy­ła, czy też spóź­nie­nia. Sta­jąc na rzę­sach żeby spiąć kru­chy budżet, nigdy nie zapo­mi­na­ła o tym żebyśmy coś zjedli. Na spe­cjal­ne zaś oka­zje, wycza­ro­wy­wa­ła prawdziwe cuda. W tema­cie imprez praw­dzi­wa mistrzyni w organizacji relaksu i przy­jem­nie spę­dzo­ne­go cza­su. Potra­fi­ła być praw­dzi­wie prze­ję­ta kie­dy poru­sza­li­śmy tematy poważne, niepoprawnie wesoła i nie­po­waż­na kie­dy był czas na śmiech. Lubiła kolory w odróż­nie­niu od powszech­nej sza­ro­ści. Kon­kret­na i prag­ma­tycz­na w tema­cie czasupieniędzy. Odważ­na gdy cho­dzi­ło o nie­praw­do­po­dob­nie śmiałe wizje. Przez cały ten czas wspie­ra­ła, szep­cząc do ucha: „Uda Ci się. Nawet jeśli nie osią­gniesz celu tak szyb­ko jak zakła­dasz, to doświad­czysz rze­czy, któ­re zro­zu­miesz z cza­sem i potrak­tu­jesz jako suk­ces. Po pro­stu dzia­łaj.” (więcej…)

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Aula 100

JimB40_20131024_IMG_8576Aula sto. Jeden zero zero. W bran­ży, w któ­rej przed­się­wzię­cia pada­ją jak roba­le w zetknię­ciu z prusakolepem brzmi nie­wia­ry­god­nie ale praw­dą naj­praw­dziw­szą jest. 7 lat, 100 spo­tkań i nie­zli­czo­na ilość pochło­nię­tej piz­zy. Po raz czter­dzie­sty zatem poje­cha­li­śmy spę­dzić z Aulą tro­chę cza­su i poświę­to­wać ten nie­wąt­pli­wy suk­ces. Wszech­świat sprzy­siągł się tego dnia aby­śmy nie doje­cha­li ale po wie­lo­krot­nej daw­ce myśle­nia „Uda się” pro­ble­my w posta­ci nie­prze­wi­dzia­nych kor­ków, man­da­tu czy awa­rii auta jawi­ły się jako drob­nost­ki.

Co na setnej Auli

W jubi­le­uszo­wym odcin­ku wystą­pi­li:
  • Artur K. — któ­ry zaj­mu­je się tylo­ma rze­cza­mi, że nasz blog jest za mały żeby je wszyst­kie pomie­ścić
  • Jerzy C. — któ­ry zaj­mu­je się pija­ro­wa­niem a wol­nym cza­sie sztu­ką przez duże S.
  • Jim B. — Aulo­wy part­ner i wie­bi­ciel

Pierw­szy na sce­nie poja­wił się Artur K. Pomi­mo tylu lat zna­jo­mo­ści do dziś mamy wąt­pli­wo­ści czy Artur jest mat­ką czy ojcem chrzest­nym Auli. Nie mamy zaś żad­nych wąt­pli­wo­ści, że Aulę zna od dziec­ka. Nie było więc lep­szej oso­by któ­ra mogła­by opo­wie­dzieć o tym jak to z Aulą było. Oraz jak to z Aulą będzie.

Jerzy C. opo­wie­dział bez ście­my jak się budu­je biz­nes. Mamy nie­od­par­te wra­że­nie, że prze­ka­za­na wie­dza znaj­du­je się w opo­zy­cji do wie­dzy aka­de­mic­kiej. Na korzyść tej pierw­szej wer­sji. Szcze­gól­nie w pamięć zapa­dła nam w pamięć opo­wieść o nie­ade­kwat­nych wyma­ga­niach napu­szo­nych insty­tu­cji finan­so­wych wyra­ża­ją­cych się stwier­dze­niem „pokaż kasz­floł” w cza­sach kie­dy roz­li­cze­nia pole­ga­ły na fak­tu­ro­wa­niu z pół­rocz­nym ter­mi­nem płat­no­ści i modli­twie żeby nie został prze­kro­czo­ny. W ramach reali­za­cji marzeń Jerzy pro­wa­dzi gale­rię, cho­ciaż roko­wa­nia biz­ne­so­we są nie­pew­ne. Rynek nie­du­ży a arty­ści dziw­ni. Potwier­dza­my mamy nie­usta­ją­ce poczu­cie dziw­no­ści.

Na zakoń­cze­nie wystą­pi­li­śmy oso­bi­ście. Rzecz raczej nie­spo­ty­ka­na bowiem bar­dziej gustu­je­my w obser­wa­cji i opo­wie­ści obra­za­mi niż sło­wa­mi. Wra­że­nie peł­nej sali było peł­ne, wiec usie­dli­śmy żeby nie upaść z wra­że­nia. Przy­go­to­wu­jąc zdję­cia do poka­za­nia mie­li­śmy dyle­mat bowiem ujęć kil­ka tysię­cy a cza­su 10 minut. Sku­pi­li­śmy się więc na ludziach, emo­cjach i momen­tach z przy­mru­że­niem oka. Na sali roz­legł się cza­sem śmiech, więc momen­ty wybra­li­śmy wła­ści­we.

W kulu­arach otrzy­ma­li­śmy kawa­łek uro­dzi­no­we­go tor­tu i z bra­ku jasne­go obiek­ty­wu rzu­ci­li­śmy się w wir roz­mów. Na całe szczę­ście Aula była w dobrych foto­gra­ficz­nych rękach Agniesz­ki L.

Jeże­li cze­goś nam bra­ko­wa­ło to obec­no­ści rodzi­ny Auli. Żeby wymie­nić tyl­ko kil­ku Krzysz­to­fa K., Igo­ra D., Jana R., Macie­ja B. Micha­ła M czy też Macie­ja Z. Tro­chę szko­da bo prze­cież jak mawia­ją „z rodzi­ną naj­le­piej się wycho­dzi się na zdję­ciu”.

A pro­pos zdjęć oto i foto rela­cja

Fotorelacja


Zobacz rów­nież zdjęcia z innych Auli.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Sunday at studfarm

Love­ly weather. Real people and beau­ti­ful ani­mals. Pas­sion to live and work. That was gre­at Sun­day at Tarant stud­farm.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

True stories - stuck in a moment

The­re is a sto­ry behind room 524 . Sto­ry of PaulaMichael and Bob. Sto­ry of a woman fol­lo­wing her heart. Sto­ry of man being too fra­gi­le and ano­ther one seeking reve­ne­ge using power of money. Con­stant thre­ats, lawy­ers, law­su­its, lone­li­ness. Drugs inste­ad of pre­sen­ce some­one who makes pro­blems disappear. Being in room 524 and touching thin line that sepa­ra­tes here and nowhe­re. Bono­’s tri­bu­te to Micha­el reminds me how easy is to cross this line. Eve­ry time I play it.

Zobacz cały wpisNapisane przez w

Aula 90 - fotorelacja

Aula dzie­więć­dzie­siąt. Zima to była peł­ną gębą i śnie­giem po kola­na, więc wca­le nam się jechać nie chcia­ło. Szcze­gól­nie, że Aulę wywia­ło za Wisłę. Nawet kie­row­ca trzy razy spraw­dzał dżi-pie-esa bo z rzad­ka mu sie tra­fia tak odle­gła tra­sa. Nie mniej jed­nak ule­gli­śmy poku­sie zoba­cze­nia jak tam nasza Aula się mie­wa. Dono­si­my więc, że mie­wa się dobrze. Jak to z wie­kiem bywa przy­by­ło jej tu i ówdzie. Kon­kret­nie tu zna­czy w wiel­ko­ści a ówdzie w sze­ro­ko­ści. Lista wiel­ka, że prze­wi­ja­li­śmy listę dzie­sięć minut a sala sze­ro­ka, że myśli­my o kupie­niu więk­sze­go tele­obiek­ty­wu. Chwi­lo­wo łapa­li­śmy w kadrze bliż­sze tema­ty. Naj­bli­żej zaś tema­tycz­nie była pro­wa­dzą­ca. W kulu­arach ucie­szy­ło nas, że piz­za tak­że samo okrą­gła, choć zaku­sy są na przej­ście w kwa­drat.
Daw­no nas nie było to się poro­bi­ło, oj poro­bi­ło. Tak czy ina­czej sfo­to­gra­fo­wa­li­śmy co widzie­li­śmy i tym samym kolej­ny zestaw foto­gra­fii dołą­cza do kolek­cji.

Fotorelacja


Zobacz rów­nież zdjęcia z innych Auli.

Zobacz cały wpisNapisane przez w